Z Yogyakarty postanowiliśmy pojechać do jednego z dwu zabytków znajdujących się na liście Unesco, które leżą blisko niej. Wybór padł na Borobudur, bo Prambanan ponoć prezentuje się marnie po trzęsieniu ziemi w roku 2006. Chciałam sprawdzić na własnej skórze, jak jest w bardzo popularnym turystycznie miejscu w Indonezji. Świątynia powstała w latach 750-850 kiedy na Jawie panowała dynastia Sailendra. W XIV wieku została opuszczona gdy na Jawie przyjęto islam. Koncepcja budowy Borobuduru wynikła z połączenia jawajskich wierzeń z założeniami buddyjskiej kosmologii. Świątynia ma kształt piramidy, a z lotu ptaka mandali. Odzwierciedla drogę jaką musi pokonać człowiek by zostać istotą oświeconą. Składa się z trzech poziomów reprezentujących trzy światy. Karmadhatu to świat pożądania i piekła zarazem, reprezentowany przez cztery strony ludzkiego świata, Rupadhatu, to świat formy zawierający cztery niebiosa medytacji, oraz Arupadhatu – świat niematerialny albo inaczej stan czystego ducha reprezentowany przez cztery niematerialne stany. Wszystkie trzy światy razem stanowią granice istnienia. Świątynia ma kształt olbrzymiej stupy, więc pielgrzymi mają za zadanie okrążać ją wspinając się coraz wyżej – stopniowo przechodząc z jednego świata w kolejny. Ma to symbolizować pokonywanie kolejnych poziomów dzielących od osiągnięcia oświecenia. Ściany wzdłuż których się idzie pokryte są 1460 płaskorzeźbami których łącznie jest 6 kilometrów, przedstawiającymi życie codzienne na Jawie, sceny z życia Buddy, mityczne postaci takie jak apsary, gandharwowie, asury. U samej góry, w strefie czystego ducha, znajdują się 72 dagoby – ażurowe kamienne stupy w których znajdują się posągi buddy, to właśnie one najczęściej występują na zdjęciach i sprawiają, że Borobudur jest konstrukcją unikatową. Na samym szczycie położona jest największa okrągła stupa, która w środku jest pusta.
Świątynia została odkryta przez Thomasa Stanforda Rafflesa w 1811 roku. Zaraz potem władzę nad tymi terenami przejęli Holendrzy. Przez lata świątynia służyła niemal jako kopalnia egzotycznych pamiątek którymi oficjalnie obdarowywano różnych znamienitych gości którzy odwiedzali Jawę. Spore kawałki świątyni Borobudur znajdziemy a przykład w Muzeum Narodowym w Bangkoku. Rozkradana była także mniej oficjalnie, przez złodziei zabytków. Okoliczna ludność wykorzystywała kamień do konstrukcji swoich budowli. W 1873 powstała pierwsza holenderska monografia o Borobudurze, wszystkie płaskorzeźby spisano i sfotografowano. W 1885 podczas prac archeologicznych odkryto kolejne ukryte płaskorzeźby ilustrujące sutrę Karmavibhangga, ukazujące ważny temat filozofii buddyjskiej: przyczynę i skutek. Przedstawiono na nich przykłady uczynków dobrych, które gromadzą dobrą karmę i złe uczynki powodujące niemożność wyrwania się z samsary. Płaskorzeźby sfotografowano i ponownie zakryto, pozostawiając odsłonięty tylko niewielki ich fragment. W latach 1907-1911 pod kierunkiem Theodora Van Erpa świątynię zaczęto rekonstruować metodą anastylozy. Budżet tego przedsięwzięcia był na tyle ograniczony, że nie zrobiono nic z systemem odwadniającym i kilkadziesiąt lat później świątynia znowu zaczęła być w opłakanym stanie. W 1965 rząd Indonezji zwrócił się do Unesco z prośbą o pomoc w budowie systemu odwadniającego. W latach 1972-85 całą świątynię rozebrano i niczym ogromne puzzle złożono z powrotem. Całość prac pochłonęła prawie 7 milionów dolarów. W 1985 roku została częściowo wysadzona przez muzułmańskiego fanatyka, który dostał za to karę dożywocia. Od 1991 roku świątynia znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa.
Wizyta w Borobudur skutecznie utwierdziła mnie w przekonaniu, że lepiej odpuścić sobie inne miejsca tego typu. Jedna taka “atrakcja” odwiedzona podczas całego wyjazdu skutecznie potrafi zepsuć dobre wrażenie jakie ogólnie wywarła na mnie Jawa, więc lepiej nie odwiedzać ich zbyt wiele. Pojechaliśmy tam na własną rękę autobusem, którego cena została kilkakrotnie zawyżona, bo działa tutaj lokalna mafia transportowa. Nigdzie w Indonezji nie zapłaciliśmy 20 000 rupii za tak krótki odcinek przejechany autobusem. Zorganizowana wycieczka z lokalnego biura podróży byłaby tak samo droga, a jeszcze mniej byśmy na niej zobaczyli, bo na miejscu bylibyśmy pewnie dużo krócej. Sama świątynia, niestety nie rzuciła mnie na kolana. Nie spodziewałam się że jest taka mała, bo niektóre źródła określają ją jako jedną z największych świątyń buddyjskich na świecie, ale nie wiem jakie kryteria “wielkości” były brane pod uwagę. Cena biletów wstępu, która wynosi 20 dolarów (jak zwykle co najmniej kilkakrotnie wyższa dla obcokrajowców niż dla Indonezyjczyków) jest moim zdaniem zupełnie nieadekwatna do tej turystycznej atrakcji. Być może świątynia zrobi wrażenie na kimś kto pierwszy raz ogląda budowlę tego typu. Dla osoby która była w Angkor, świątynia Borobudur okaże się kolejnym tego typu zabytkiem w dodatku dość szpetnie ogrodzonym, wyizolowanym z otoczenia i bardzo małym.
Borobudur jest najczęściej odwiedzaną nieprzyrodniczą atrakcją Indonezji. Jeśli ktoś widział już inne tego typu zabytki, szkoda tracić dnia na jechanie tam. Atmosfera tego miejsca jest dość smutna. Mnóstwo chaotycznie postawionych jadłodajni i sklepów z tandetą. Ogonki sprzedawców ciągnące się za każdym turystą. Trochę przypomina w tym wszystkim Angkor, ale w przeciwieństwie do niego nie ma gdzie przed tym uciekać, bo miejsce jest dość niewielkie. Po zobaczeniu go stwierdzam, że o wiele lepiej byłoby zostać dłużej w Yogyakarcie, albo zdążyć pojechać na Kawah Ijen.