Niektóre przewodniki turystyczne polecają pojechać do Ipoh ze względu na znajdujące się tu interesujące chińskie świątynie. Okazało się że całkowicie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Są to świątynie nie byle jakie, bo skalne. W okolicach miasta znajduje się ich aż trzydzieści! Ipoh otaczają zbudowane z wapienia góry i wszystkie świątynie powstały na zboczach tychże gór, więc ich naturalnym przedłużeniem są jaskinie. Zresztą dzięki takiej właśnie budowie geologicznej cała okolica jest niezwykle ciekawa, bo obfituje w ciekawostki geologiczne i mineralne źródła, wprost idealne na jednodniowe wypady. Na włóczenie się po chińskich świątyniach przeznaczyliśmy dwa dni. Pierwszego dnia wycieczka trochę się nam nie udała, bo w tygodniu świątynie są zamykane bardzo wcześnie, także jedyną sensowną opcją jest pojechać tam dość wcześnie rano (a my zrobiliśmy to po obiedzie). Niektóre z nich rozciągają się na całkiem sporym terenie – zawierają wydrążone w skale korytarze, albo miejscami dosyć odważnie poprowadzone między skałami chodniki. Świątynie nie są jakoś specjalnie zabytkowe – nie znajdziemy w nich zapierającej dech w piersiach architektury, bo całe miasto istnieje od dość niedawna, o czym można przeczytać w poprzednim wpisie. Wszystkim czterem, które udało nam się odwiedzić należą się ogromne plusy za nastrój jaki w nich panuje. Uwielbiam chińskie świątynie, za to że zazwyczaj dużo w nich się dzieje i za to jak w nich pachnie. Zapach kadzideł, owoców, dość oszałamiająco pachnących więdnących kwiatów w połączeniu z tłokiem i harmidrem tworzą mieszankę, w której bardzo lubię przebywać. Dlatego do chińskiej świątyni można pójść na przykład po to żeby się w niej nawąchać 🙂 i zrelaksować. Nastrój posągów pogrążonych w spokojnej medytacji z pewnością nieco nam się udzieli, a jeżeli ktoś w takowej jeszcze nie był, na pierwszy rzut oka spostrzeże, że chodzi tutaj o coś zupełnie innego niż w europejskich religiach.
Tak w ogóle, to jaka to świątynia?
Czasem będąc w azjatyckich świątyniach mamy problem z przyporządkowaniem ich do konkretnej religii. Motywy buddyjskie, konfucjańskie i taoistyczne oraz lokalne, są w takich świątyniach tak przemieszane, że nieraz jest to niemożliwe do określenia. Na tak postawione pytanie czasem nie da się odpowiedzieć, bo po prostu nie ma takiej potrzeby. Często ze świątyń korzystają ludzie kilku różnych wyznań, a w poszczególnych jej częściach znajdują się miejsca kultu poświęcone na przykład Buddzie, jego lokalnym i mocno popularnym na danym terenie inkarnacjom, które na przykład są czczone również przez taoistów oraz obecne w lokalnych wierzeniach, a także postaci znane z chińskiej mitologii na przykład Ośmiu Nieśmiertelnych. Co dla nas wydaje się czymś kompletnie niezrozumiałym i niemożliwym do wykonania, tam przebiega bezkonfliktowo. Informacje o tym czy to świątynia buddyjska czy taoistyczna czy też może konfucjańska, znajdziemy głównie w przewodnikach dla Europejczyków, którzy najwyraźniej wyrośli w tradycji, która uwielbia “religijne szufladkowanie” i bez tego czują się nieswojo. Chińczycy niezależnie od wyznawanej religii nie widzą również niczego złego w odwiedzaniu i składaniu ofiar w dużej ilości świątyń wszelkiej maści, niezależnie od własnego wyznania, szczęścia bowiem nigdy za wiele. Jest to podejście totalnie odmienne od podejścia jakie mają do innych wyznań “religie księgi” (czyli, jeśli ktoś nie wie: judaizm, chrześcijaństwo i islam). W nich niestety różnice między poszczególnymi wyznaniami, szczególnie mocno podkreśla się i akcentuje, a nawracanie na swoją religię przy użyciu wszelkich możliwych środków przymusu, to coś co niestety bardzo mocno wrosło w nasz rejon świata. Zresztą czy jesteście w stanie wyobrazić sobie przeciętnego chrześcijanina i muzułmanina modlących się w świątyniach należących do drugiego wyznania? Azja wydaje się więc dla nas dość odległą planetą i nie mam tutaj na myśli wyłącznie znanych z pragmatyzmu Chińczyków 😉 Świetnym przykładem takiej religijnej koegzystencji spoza chińskiego kręgu kulturowego, może być na przykład nepalska świątynia Swayambhunath, w której swoje miejsca kultu mają zarówno buddyści jak i hinduiści. Widocznie religie po naszej stronie świata najwyraźniej do czegoś takiego jeszcze nie dorosły, chociaż oczywiście powoli to się zmienia. Podejmowane są wysiłki by dialog międzyreligijny stał się zjawiskiem codziennym i powszechnym, nadal jednak jest to dosłownie promil życia religijnego.
Jak zachować się w chińskiej świątyni
Tak samo jak w każdej innej, czyli przede wszystkim przestrzegać lokalnych zwyczajów. Nie przeszkadzać swoim “zwiedzaniem” ludziom w ich kulcie religijnym, zachowywać się dyskretnie i spokojnie. W chińskiej świątyni zazwyczaj panuje spory harmider, ludzie bez ogródek rozmawiają czy też robią sobie zdjęcia, podczas składania ofiar, oczywiście raczej nie “na tle” świętych wizerunków by nie odwracać się do nich tyłem. Spokojne i zrelaksowane sylwetki stojących w świątyni posągów, kontrastują z zamieszaniem które dzieje się dookoła. Tak więc jeśli tylko zachowujemy się cicho i dyskretnie, prawdopodobnie nasza obecność niespecjalnie zostanie nawet odnotowana. Ludzie w chińskich świątyniach poruszają się bardzo często z pękiem palących się kadzideł w ręku, więc warto uważać by na przykład nie wchodzić im w drogę. Nie raz w środku panuje tak duży tłok, że niechcący na przykład gdy robimy zdjęcia jakiegoś interesującego nas fragmentu świątyni, możemy zderzyć się z kimś niosącym kadzidła i rozmawiającym w tym czasie z kimś innym, więc warto mieć oczy dookoła głowy, albo przestać zajmować się tak głupimi zajęciami jak fotografia, w miejscu gdzie możemy przymnożyć sobie szczęścia i zasług w doczesnym życiu (lub następnych wcieleniach) i samemu zapalić ofiarną lampkę lub kadzidła. Ludzie chodzą do chińskiej świątyni żeby złożyć ofiarę, co odbywa się poprzez spalenie czegoś, dlatego w sklepach z chińskimi dewocjonaliami tak popularne są na przykład fałszywe papierowe pieniądze, czy też miniaturowe modele domów, samochodów, czy też elektronicznych gadżetów. Jeśli więc ktoś zastanawiałby się po co komuś papierowy model najnowszego Iphone’a, to właśnie ma odpowiedź. Takie przedmioty pali się w specjalnych okolicznościach na przykład podczas świąt związanych ze zmarłymi lub pogrzebów, natomiast na co dzień, wystarczą do tego lampki i kadzidła. Sporo osób również nie zważając na rozgardiasz dookoła przychodzi do świątyni by sobie pomedytować i odpocząć od codziennych spraw.
Do chińskich świątyń chodzi się również po to, by w nich wróżyć. Astrologia jest dziedziną życia w Europie (za sprawą wiadomych przekonań religijnych) niemal “wyklętą” i kojarzącą się z czymś w najlepszym wypadku niepoważnym. W Azji natomiast do astrologa chodzi się po to by ustalić datę ślubu, czy też przeprowadzenia ważnych operacji w biznesie i finansach. Z usług astrologów korzystają także politycy – to nic wielkiego. Zresztą w Chinach to poważna dziedzina naukowa, której podstawą jest klasyczny taoistyczny tekst Księga Przemian – Yijing, który opisuje przemiany materii, zilustrowane przy pomocy symboli – zwanych heksagramami. Tekst był na tyle ważny i wpływowy, że opiera się na nim właściwie cała chińska kultura, a więc budowle, dzieła literackie, plastyczne, a nawet kuchnia. Regułami przemian posługiwano się także w wojnach, polityce interesach. Zamierzam kiedyś chociaż trochę zapoznać się z tym tematem, bo zdecydowanie zasługuje on na głębsze poznanie. Na pewno nie da się streścić go w paru zdaniach.
A może w ogóle lepiej nie wchodzić by nie przeszkadzać
Czy w takim razie w ogóle warto wchodzić do chińskich świątyń, może lepiej nie przeszkadzać? Wydaje mi się że wchodzić do nich trzeba i to koniecznie, żeby uświadomić sobie gigantyczne różnice. Realia kulturowe w których wzrasta przeciętny (religijny) Europejczyk i przeciętny Chińczyk pod wieloma względami są krańcowo różne i odwiedzając w krótkim czasie świątynie obu tych tradycji doskonale będziemy mieli możliwość to sobie uświadomić. Jeśli tylko będziemy zachowywać się w nich odpowiednio miejscowi ludzie na pewno nie będą mieć niczego przeciwko. W Chinach w których byliśmy w 2008 roku, w każdej świątyni ludzie robili sobie z nami zdjęcia. Gdzie indziej miejscowi reagują na gości z zewnątrz przyjaźnie, ale w sposób raczej się nie narzucający. Trochę inaczej wyglądało to w 2017 roku na Tajwanie, gdzie wielu Chińczyków nie proszonych specjalnie o to, wyjaśniało nam zawiłości lokalnych wierzeń i mitologii. Tam traktowanie gości z zewnątrz w miejscach kultu jest wspaniałe i można je przyrównać chyba tylko do odwiedzania tureckich meczetów (z których nieraz wychodziliśmy po kilku godzinach). Chińczycy ogólnie mają jednak, w porównaniu do Turków, podejście odrobinę mniej się narzucające i jeśli wyraźnie nie chcemy, nie będą zajmować nam tak dużej ilości czasu. Ja jednak zawsze ogromnie podziwiam i szanuję ludzi, którzy nie przejmując się różnicami językowymi i kulturowymi starają się trochę wyjaśnić ludziom z zewnątrz lokalne realia. To najlepsza wizytówka danej religii, nieprzystająca do absurdów jakie serwują nam politycy i media i to właśnie z takich źródeł trzeba czerpać wiedzę o nich.
W momencie w którym to piszę odwiedziłam już dziesiątki chińskich świątyń. Jednak jeśli znajdziemy się w takiej świątyni po raz pierwszy, niesamowicie uderzające są spokój, równowaga, stabilność i harmonia jaką dosłownie emanują wszystkie przedstawione w świątyniach wizerunki bogów. Nie znajdziemy tutaj raczej rozdzierających scen znanych ze średniowiecznych katedr, a więc diabłów i kościotrupów, scen tortur, oraz powyginanych ciał pokrytych skrzepłą krwią i przybitych do krzyża. Jeśli po miesiącu spędzonym w Azji nieopatrznie znajdziemy się w jakiejś europejskiej świątyni sprzed kilkuset lat, szok mamy gwarantowany. W azjatyckich świątyniach jest po prostu znacznie mniej obsesyjnie. Postaci o odrobinę bardziej negatywnych konotacjach, czyli na przykład wizerunki strażników świątyni, czy też demonów, nie są przedstawiane jako potencjalne zagrożenie, bo im także należy się szacunek. Są one traktowane jak dopełnienie – absolutnie konieczne, bo bez nich ta “bardziej pozytywna” strona po prostu nie mogłaby zaistnieć. Nie stanowi to swoistego przyzwolenia na zło, co usilnie starają się wmówić swoim “owieczkom” przeróżni oszołomi. Cierpienie czy też zło stanowią po prostu nieodłączny element życia bez których, czy tego chcemy czy nie, nie da się egzystować. Takie pozbawione skrajności rozumiejące i akceptujące wszystkie aspekty egzystencji podejście, umożliwia moim zdaniem znacznie szczęśliwsze życie tu i teraz, dlatego warto z ogromnym szacunkiem podejść do wszystkiego co się w takiej świątyni odbywa. Pod tym względem Azjaci mają lepiej i to już od urodzenia, bo wzrastają w o wiele rozsądniejszej tradycji religijnej. Zresztą wystarczy popatrzeć na historię i spróbować dowiedzieć się ile wojen religijnych miało miejsce w Azji i przez kogo były one w dużej mierze spowodowane. Obsesyjne skupianie się na tak zwanym “dobru” – próba zwalczania wszelkich możliwych aspektów zła także w samym sobie, nie kończą się niestety dobrze dla równowagi psychicznej wyznawcy, (to takie moje osobiste doświadczenia z zagorzałymi wyznawcami różnorakich religii) ale wróćmy może do świątyń w Ipoh.
Świątynie w Ipoh
Świątynie Ling Sen Tong, Nam Thean Tong oraz Sam Poh Tong znajdują się tuż obok siebie ich naturalnym przedłużeniem jest jaskinia usytuowana na zboczu Gunung Rapat, więc możemy je wszystkie odwiedzić za jednym zamachem. Oczywiście każda z nich nie wygląda tak samo i da się między nimi zauważyć istotne różnice. Świątynia Ling Sen Tong jest pierwszą świątynią którą napotykamy – znajduje się tuż przy głównej ruchliwej ulicy i jest najnowsza i najbardziej kiczowata ze wszystkich odwiedzonych przez nas w Ipoh świątyń. Znajduje się w niej bardzo dużo figur różnych zwierząt i dosyć klimatyczne spiralne kadzidła. Świątynia ma niewielką wartość zabytkową, dlatego można wewnątrz niej dokonywać ofiar całopalnych. Wszystkie postaci są więc w dużym stopniu pokryte dymem. Warto zdać sobie sprawę że wszystkie chińskie świątynie musiały właśnie tak wyglądać. Warto wybrać się w jej wyższe partie – pokryte dymem jaskinie w których kiedyś medytowali lokalni święci.
Świątynia Nam Thean Tong również mocno pokryta jest wewnątrz dymem i znajduje się w niej dużo postaci znanych z chińskiej mitologii.

Świątynia Sam Poh Thong pochodzi z 1950 roku i jest sporych rozmiarów kompleksem jaskiń i architektury. Gdybyśmy mieli zbyt mało czasu na wszystkie trzy świątynie to właśnie tę – położoną najdalej od strony ruchliwej ulicy warto zobaczyć najbardziej. Była pierwszą ze wszystkich trzech świątyń zbudowanych w tym miejscu. Jaskinia, która roztacza się za wszystkimi świątyniami została odkryta w 1890 roku przez chińskiego mnicha, który zdecydował się w niej zamieszkać i medytować. Żył w niej 20 lat aż do śmierci. Obecnie istnieje tam buddyjski klasztor, oraz dość skomplikowana świątynia z której roztacza się widok na miasto. Warto pochodzić po całym jej obszarze, zobaczyć basen z żółwiami i pawilony ukryte między skałami.
Największy i najbardziej tłoczny kompleks świątynny w Ipoh – świątynię Perak Tong, której początki datuje się na 1929 rok znajduje się w innej części miasta i rozciąga na dość sporym obszarze, pokrytym wykutymi dość śmiało w skale chodnikami i porozrzucanymi tu i ówdzie pawilonami. To najchętniej odwiedzana przez wiernych świątynia. Będąc tam w dzień roboczy nie spotkaliśmy tam tłumów osób, jednak wtedy skaliste otoczenie świątyni to popularne miejsce randkującej młodzieży.