Zdecydowanie warto tłuc się wszelkimi możliwymi środkami transportu do Dali w prowincji Yunnan, (a właściwie do Xiaguan, bo Dali to jego odległe o kilkanaście kilometrów stare miasto) nawet kiedy jest nam niespecjalnie po drodze. Jest tam tak interesująco a przy tym normalnie i spokojnie, że utknęliśmy tam na kilka nadprogramowych dni, przez co parę następnych punktów wyjazdu zostało przeniesionych na bliżej nieokreśloną przyszłość. Dali z pewnością jest miejscem pełnym turystów, ale nie istnieje tylko dla nich, przez co zachowuje pewną autentyczność. Nie jest wyłącznie produktem stworzonym na potrzeby przemysłu turystycznego, w którym prawdziwe życie dawno już przestało się toczyć. Dzięki bardzo rozsądnym cenom śpi się tu chyba najtaniej w Chinach, a ceny jedzenia w restauracjach sprawiają, że można skosztować najdziwniejszych chińskich potraw bez obawy o kieszeń. Je się tutaj absolutnie wszystko. Całą rozmaitość fauny i flory w dodatku jak to w Chinach, cała ta rozmaitość musi być zjedzona jak najszybciej po uśmierceniu, by mieć jak najwięcej składników odżywczych i życiodajnej siły. Dlatego przed restauracjami mieści się czasem istny ogród zoologiczny od ryb poprzez skorupiaki owady, płazy aż po spore ssaki i każdy klient może wybrać sobie zwierzę na swój posiłek. Oczywiście ludzie, którzy nigdy nie byli w Chinach czytając to, z pewnością mają dreszcze, bo w „cywilizowanych krajach zachodnich” gdzie aktywnie działają obrońcy zwierząt takie coś byłoby nie do pomyślenia. Chińczycy mają dość, nazwijmy to, specyficzny stosunek do przyrody, którą kształtują nieraz z nieludzkim wysiłkiem i dopiero tak zmieniona przyroda bliska jakiemuś estetycznemu ideałowi, godna jest uwagi i podziwu. Dlatego trochę inaczej spogląda się tu na okrucieństwa wobec zwierząt i widząc zwierzęta czekające w klatkach i akwariach na śmierć może nam się nasunąć parę niewygodnych pytań o to, jak długo one tam przebywają, oraz czy są w tym czasie pojone i karmione. Być może komuś wizyta w przeciętnej chińskiej restauracji pomoże w podjęciu decyzji o zostaniu wegetarianinem.Z drugiej jednak strony nasze zabijanie zwierząt w zmechanizowanych ubojniach za zamkniętymi drzwiami wcale nie wydaje się jakoś bardziej humanitarne, tyle że mało osób ma okazję to widzieć i martwe zwierzę kojarzy im się z estetyczną tacką z supermarketu. Trzeba przyznać, że Chińczycy jeżeli już zabijają zwierzę, to najczęściej nie marnują ani kawałka. Wszystko jest jadalne i z wszystkiego da się coś przyrządzić, no może z wyjątkiem dzioba i pazurów. Jeżeli idę do restauracji i specjalnie dla mnie zabijane jest jakieś małe zwierzę to bardzo nie na miejscu wydaje mi się zmarnowanie nawet małej części posiłku, bo mam świadomość, że stało się to na moje wyraźne życzenie. Zupełnie inaczej spogląda się na swój posiłek i bardziej się go docenia. Tak czy inaczej nawet jeśli wydaje nam się to nieludzkie w Chinach żywiąc się w restauracjach i garkuchniach nie będziemy mieli szansy na konsumpcję mięsa w stylu zachodnim, chyba że będziemy żywić się wyłącznie warzywami lub w robionych na modłę europejską fast foodach, bo przed nimi nie stoją uwiązane kozy i kurczaki w klatce. Na pewno nigdy nie zjadłabym żadnego gatunku zagrożonego wyginięciem, ani nie wybrałabym potrawy dla której ugotowania, większość zabitego zwierzęcia się marnuje, lub musi ono bardzo cierpieć przed przyrządzeniem z niego posiłku a takie przypadki też w kuchni chińskiej mają miejsce. Oczywiście kuchnia Zachodu w kwestii etyki nie ma się także zbytnio czym chwalić. Sprowadzamy jedzenie z najdalszych zakątków świata, po czym marnujemy je i wyrzucamy, koszmarne eksploatujemy zasoby mórz wyniszczając populację ryb i trujemy glebę wysokowydajnymi uprawami. Człowiek to po prostu straszliwie ekspansywny gatunek, który jest w stanie w szybkim tempie wykończyć wszystko co stanie na jego drodze, obojętnie czy jest Chińczykiem czy mieszkańcem Europy, tak już po prostu ma.
Dali to również świetne miejsce na zakup lokalnych wyrobów rękodzielniczych, czy szytej na miejscu odzieży. Niemal każdy mieszkaniec starego miasta coś własnoręcznie tworzy, na przykład rzeźby z lokalnego marmuru, piękne przedmioty codziennego użytku, tkaniny, szyje, kaligrafuje, maluje lub przynajmniej gotuje wspaniałe potrawy ze wszystkiego co ma cztery nogi i nie jest stołem. Ludzie robią tam świetne oryginalne rzeczy w małych rodzinnych przedsiębiorstwach i nie kupimy takich nigdzie indziej. Nie pragną za swoje wyroby jakiś koszmarnych pieniędzy bo nie są to produkty skierowane wyłącznie do ludzi z Zachodu. Dodatkowo okolica jest przepiękna, bo tuż obok zaczynają się góry Cangshan i warto zrobić sobie w nie przynajmniej jednodniowy wypad. Natomiast zdecydowanie nie warto wykupywać drogiego biletu wstępu po to by obejrzeć słynne Trzy Pagody i kompleks świątyń Congshen, całkowicie zniszczonych podczas Rewolucji Kulturalnej, niedawno zaś odbudowanych. Pagody można całkiem dobrze obejrzeć przez ogrodzenie, a kupno biletu w żadnym wypadku nie pomoże dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Dużo lepiej za te pieniądze wybrać się na zakupy w Dali i zobaczyć jak kreatywni ludzie tam mieszkają i jakie fajne rzeczy robią. Natomiast pachnące nowością buddyjskie świątynie Congshen, których nikt nie używa, nie pali w nich kadzideł i nie zostawia ofiar (owoce leżące przed posągami są z plastiku!) robią bardzo dziwne i przygnębiające wrażenie. Jest w nich czysto jak w szpitalu lub jakimś laboratorium, wręcz pachnie nowością. Zdecydowanie nie tak powinna pachnieć azjatycka świątynia, obojętnie nawet jakiego wyznania. Nie wystarczy odbudować samych ścian i postawić wewnątrz drogie posągi, gdy świątyni z jakiś przyczyn przestało się używać. Można poczuć się jak ludzik na ogromnej makiecie. Z całą pewnością szkoda czasu na oglądanie takich smutnych miejsc, gdyż prawdziwe życie toczy się zupełnie gdzie indziej.