Kawał czasu minął od mojego ostatniego pobytu w Egerze. Wtedy byłam tam parę dni, podczas których niemal bez przerwy padał intensywny deszcz. Przez to nie udało mi się zrobić w wielu interesujących miejscach żadnych sensownych zdjęć. Najbardziej żałowałam że nie mam żadnych z Doliny Pięknej Pani czyli Szépasszonyvölgy, bo już dawno chciałam napisać co nieco na temat tamtejszych winnych piwniczek. Tymczasem Eger ciągle znajdował się nie po drodze naszych węgierskich wycieczek. Tym razem będąc w miarę blisko, bo w Aggtelek postanowiłam w końcu nadrobić zaległości. Dookoła miasta znajduje się około 200 piwniczek winnych. Najwięcej skupionych blisko siebie winiarni znajduje się właśnie w Dolinie Pięknej Pani. Wina są tutaj bardzo mocno zróżnicowane i prawdopodobnie najtańsze na Węgrzech. W porównaniu z południowymi regionami kraju, jak na przykład Villány, którego wina czerwone cechują się wyjątkową jak na Węgry elegancją i potrafią kosztować jak w Europie Zachodniej, Eger jest przeciwnym cenowym biegunem. W Egerze można nabyć zarówno wina białe i czerwone od słodkich po wytrawne. Wybór jest ogromny. Winiarze nie specjalizują się w jednym konkretnym szczepie jak często ma to miejsce w innych winiarskich regionach. Jak więc wybrać dla siebie cokolwiek spośród takiej obfitości? Jak w ogóle przeżyć zakupy wina w Egerze?
Moja relacja będzie przedstawiona z perspektywy osoby, która szanuje wino i się nim interesuje, ale ma do niego podejście raczej indywidualne. Szuka sama (bo lubi) i tylko czasami słucha się innych. Po pierwsze i najważniejsze – średnio kręcą mnie wina dużych producentów. Raczej omijam tego typu produkty. Wina z winnych kombinatów to już nie to samo co trunek z małej winiarni, gdzie właściciel wie o swoim winie wszystko. Po drugie – najbardziej lubię smakować i kupować wino w miejscach w których się je wytwarza, więc raczej nie pasjonują mnie wina z Chile, Australii, czy RPA produkowane w ogromnych ilościach i smakujące zawsze i wszędzie tak samo. Jeśli oczywiście kiedyś do któregoś z tych krajów pojadę i akurat na mojej drodze stanie jakaś niewielka i sympatyczna winiarnia (jeśli to w ogóle możliwe), na pewno zmienię zdanie. Po trzecie – nie przejmuję się tak bardzo winnymi recenzjami (chociaż je czytam) i irytuje mnie traktowanie wina jako produktu mocno snobistycznego. Dla mnie to po prostu dodatek do dobrego jedzenia. Nie zamierzam wydawać na niego jakiś mocno zawyżonych kwot, aczkolwiek rozumiem czemu 6-puttonowy Tokaj Aszu trochę kosztuje. W tym przypadku cena wina jest absolutnie uzasadniona. Nie zawsze jednak tak jest. Mam podejście mocno demokratyczne i w żadnym wypadku nie uważam że powinno smakować mi jedynie bardzo drogie wino, które ma świetne recenzje. Wino musi pasować do mnie i nie chcę czuć się przez nie sztywniacko. Dlatego piję zarówno te tanie jak i te drogie. Oczywiście jeśli jakieś wino z nieco wyższej półki bardzo mi się spodoba to od czasu do czasu mogę je sobie kupić, ale cena nie jest dla mnie absolutnie wyznacznikiem jakości. Nie fascynuję się drogimi winami dlatego, że są drogie.
Piwniczki
Na początek może trochę o samych piwniczkach. Po pierwsze – znacznie różnią się od siebie wystrojem. Ja lubię takie, w których mogę trochę poobcować ze szlachetną pleśnią, która porasta ściany. W piwniczce z pleśnią na ścianach cudownie i niepowtarzalnie pachnie. Takie miejsce ma wiele klimatu. Zupełnie nie rozumiem kilku winiarzy w Dolinie Pięknej Pani, którzy całkowicie wyremontowali swoje piwniczki i wyczyścili ściany “do zera” malując je na jasny kolor albo wykładając jasnym drewnem czy nawet kafelkami – zgroza! Taka piwniczka wygląda jak łazienka, albo sztampowa miejska knajpa zaprojektowana z modnych obecnie materiałów do nabycia w każdym markecie budowlanym. Piwniczka winna raczej nie powinna swoim wystrojem przypominać szpitala czy salonu fryzjerskiego. Niestety w porównaniu z rokiem 2010 część miejsc zatraciła swój charakter. W takich piwniczkach trochę przechodzi mi ochota na próbowanie wina, skoro obok jest wiele innych miło pokrytych wieloletnią pleśnią. Jest też druga strona medalu. Niektóre piwniczki wyglądają odrobinę smutno bo są nie remontowane od lat. To zazwyczaj takie prowadzone przez ludzi w mocno podeszłym wieku, którzy zamiast wypasioną terenówką jeżdżą jeszcze przedpotopowym zaporożcem. Niestety czas takich piwniczek powoli dobiega końca czego również mi szkoda.
Niektóre piwniczki w Dolinie Pięknej Pani żyją głównie z wycieczek. Turyści przywożeni są na degustacje autokarami. Nie kupimy tutaj praktycznie żadnych win butelkowanych, bo winiarnia nastawia się głównie na degustacje i sprzedaż wina turystom do plastikowych butelek. W niektórych można spotkać informacje dla klientów z Chin i Japonii – wszędzie wiszą karteczki z azjatyckim pismem. Obawiam się że w takich piwniczkach jakość wina może pozostawiać wiele do życzenia. Azjatycki turysta kupi bowiem wszystko. Pewnego razu w Tokaju odwiedziliśmy jedną winotekę, w której sprzedawca oprócz sprzedawania wina posiadał w swoim sklepie kolekcję “Tokajów” kupowanych w różnych krajach, często nie mających z tym winem nic wspólnego. Ukoronowaniem jego kolekcji było czerwone wino “Tokaji” albo “Takaji” kupione w Japonii! Myślę piwniczki dla turystów zwłaszcza azjatyckich lepiej omijać, z ciekawości kosztowałam w takiej kilka win i były zupełnie fatalne. Są też piwniczki z ambicjami, posiadające wina nagradzane na różnych branżowych imprezach. Poznamy je po tym, że wina jest w nich dużo, a piwniczka raczej nastawia się na sprzedaż win butelkowanych (chociaż żywe także w swojej ofercie posiada). Wino popakowane jest w kartonowe pudła – restauratorzy podjeżdżają vanami i często kupują ich po kilkadziesiąt. Pomijając turystyczną magmę, Dolina Pięknej Pani to mimo wszystko możliwość zaopatrzenia się także w wina butelkowane o sensownej jakości. Niemniej jednak idąc tam chcę głównie zaopatrzyć się w te żywe, bo w butelkowane lepiej chyba będzie kupić w innych miejscach egerskiego regionu winnego. Generalnie – jeśli pokręcimy się po dolinie przez większość dnia, zobaczymy w których z nich zaopatrują się restauratorzy, a które żyją głównie z obsługiwania grup turystycznych. Lepiej oczywiście wybrać te pierwsze.
Ogólnie o winach
Samo wymienienie wszystkich rodzajów wina jakie można nabyć w Egerze sprawi, że już od słuchania z pewnością rozboli nas głowa. Smaków jest tak wiele, że będąc tam jeden raz nie sposób wszystkiego spróbować, bo po piątym winie nawet próbowanym w niewielkich ilościach tracimy jakiekolwiek poczucie smaku. Postaram się zaraz omówić pokrótce te najważniejsze. Kupimy je w wersji zarówno niebutelkowanej – czyli lane bezpośrednio z kadzi do butelek plastikowych (dominują kadzie ze stali nierdzewnej), jak i takie w szklanych butelkach z korkiem. Wina z kadzi nie są przed nalaniem do butelki konserwowane siarczynami (chociaż oczywiście mogły one być dodane na wcześniejszym etapie produkcji, co jest normalne), cały czas pracują i zmieniają swój smak. Jeśli więc postoi nam ono tydzień w cieple, będzie smakowało zupełnie inaczej (zazwyczaj gorzej) niż podczas degustacji w piwniczce. Ba! nawet jeśli takie wino jedzie z nami w bagażniku w temperaturze powyżej trzydziestu stopni podczas powrotu do Polski, (jeśli akurat jest ogromy upał) to już będzie ono smakować delikatnie inaczej. Dlatego takie wina powinno się pić na miejscu ewentualnie kupić i zabrać ze sobą tyle, żeby w bardzo niedługim czasie skonsumować całość. Oczywiście jeśli mamy dużych rozmiarów lodówkę albo piwnicę czy ziemiankę, w której jest na prawdę zimno, zwiększamy szansę wina na przetrwanie. Nawet jeśli będziemy trzymać je w lodówce, wydaje mi się, że po transportowych perypetiach, miesiąc to czas maksymalny w którym należy je spożyć. W przeciwnym wypadku mogą się z nim podziać straszne rzeczy. Takie wino może zacząć mocno bąbelkować, skwaśnieć, stracić piękny aromat i wszystkie inne swoje atuty. Może nawet wytrącić się z niego osad. Jeśli przelane do plastikowej butelki i całkowicie ją wypełnia tak, że zawiera niewiele powietrza, ma mniejsze szanse na zepsucie się niż jeśli butelka wypełniona jest na przykład do połowy, dlatego lepiej takie wino przelewać do mniejszych zbiorników w miarę zmniejszania się jego ilości. Zazwyczaj psują się resztki pozostawione w dużej butelce wypełnionej w większości powietrzem. Wino z lodówki będzie oczywiście za zimne do picia, więc przed spożyciem trzeba wyjąć je z niej odpowiednio wcześniej, wtedy pojawią się jego wszystkie atuty. Mimo tych wszystkich niedogodności ogromnie warto kupować takie wina, bo są niepowtarzalne i żywe. Co z tego że mało dopracowane, zmienne i łatwo się psujące. To wino stołowo-imprezowe mające dokładnie tyle samo zalet (jednak zupełnie innych) co porządne wina butelkowane.
Egri Bikawer
Na początek zacznę od tego, po co właściwie tutaj przyjechaliśmy. Wino produkowane tylko w Egerze i okolicach. Bycza krew jest kupażem czyli mieszanką kilku szczepów, winem o pięknym czerwonym kolorze i wytrawnym smaku. Bazą dla tego wina jest Kékfrankos, zmieszany z kilkoma lub jednym z następujących szczepów: Blauburger, Zweigelt, Cabernet Sauvignon, czasem też Menoire i Pinot Noir. Kiedy byłam w Egerze w 2010 roku, kupowałam Egri Bikawera w plastikowych butelkach. Obecnie jest to zakazane, z uwagi na ochronę lokalnego produktu, podobnie zresztą jak w Tokaju, gdzie puttonowego Aszu, czy Tokaja Samorodnego również nie powinno się tak sprzedawać. Sprzedawcy jednak i tak robią i wiedzą swoje. Sprzedają Egri Bikawera w butelkach plastikowych z oficjalną nalepką Baluburger (informując klienta wcześniej że głupie przepisy i tak dalej, a nalepkę można sobie oderwać). Jest to wino specyficzne i z pewnością nie przypadnie do gustu typowemu polskiemu amatorowi win słodkich (ponoć to takiego wina najczęściej w sklepach szukają Polacy, ale przyznam że niewiele mi o tym wiadomo, bo chyba nie rozmawiam o winie z typowymi Polakami). Egri Bikawer może kojarzyć nam się z najtańszym winem jakie możemy znaleźć w polskich supermarketach. Nie należy jednak uważać go za jakiś winny koszmar, bo na miejscu sytuacja przedstawia się zupełnie inaczej niż nam się wydaje. W Polsce takie wino potrafi czasami kosztować 8 złotych, “pachnieć” siarczynami na kilometr, a w smaku nie ustępować najgorszym odmianom legendarnej Sofii. To niestety pokłosie epoki komunizmu, kiedy to z wina cieszącego się kiedyś największą estymą, zrobiono produkt tani i masowy i zaczęto produkować go przemysłowo. Na miejscu za tyle samo albo niewiele więcej, kupimy sympatyczne nieraz mocno wytrawne wino, które w niczym nie przypomina najtańszych win o tej nazwie z polskich hipermarketów. Dostępne są też znacznie droższe butelkowane Egri Bikawery, kosztujące kilka tysięcy forintów, cechujące się intensywnym kolorem i smakiem. Winiarze próbują przywrócić temu gatunkowi wina dawną świetność. W Polsce najłatwiej dostępnym winem Egri Bikawer z wyższej półki będzie pewnie wino z winiarni Egri Korona. Osobiście nie wiem co sądzić na temat tej winiarni, jej produkty są bowiem bardzo mocno nierówne. Zdarzają się u nich wina przyzwoite ale także zupełnie fatalne. Raczej nie kupiłabym ich w ciemno. W okolicach Egeru winiarni tego rodzaju są dziesiątki i z pewnością znajdziemy jakiegoś Egri Bikawera, który bardziej przypadnie nam do gustu.
Medina
Teraz coś z zupełnie innej beczki. Kolejna lokalna ciekawostka, tyle że mniej znana. Wino czerwone słodkie albo półsłodkie, produkowane w takiej szerokości geograficznej to prawdziwa ciekawostka. Medina to lokalna krzyżówka odmiany Medoc Noir, która daje wina co najmniej półsłodkie. Nie mają one delikatnie mówiąc jakiegoś bogatego bukietu, są bardzo proste (maniacy wina pewnie stwierdziliby że tępe) – jeśli jednak skosztujemy medinę w każdej piwniczce w Dolinie Pięknej Pani z pewnością damy radę znaleźć taką, która przypadnie nam do gustu. Po spróbowaniu słodkiego czy półsłodkiego wina, nie da się już przez następne 30-40 minut spróbować wina na przykład wytrawnego, bo zupełnie nie odczujemy jego smaku. Najlepiej więc jednego dnia kupować tylko jeden gatunek wina. Wtedy mamy niewielkie (ale zawsze jakieś) szanse zrobienia odpowiadającego nam wyboru. Medina jest winem szczególnie problematycznym, bo po jej spróbowaniu trzeba odczekać dłuższą chwilę, albo coś zjeść, bo nie odczujemy prawidłowo żadnego kolejnego wina. A tak w ogóle, to po co coś takiego kupować? Na przykład do ziołowo-winnych przetworów. Sporo właściwości różnych ziół i roślin możemy pozyskać przez zalanie ciepłym kilkunastoprocentowym alkoholem. Wystarczy na przykład zalać takim winem młode pędy sosny (w tym roku oczywiście już za późno), odczekać dwa tygodnie i otrzymujemy bardzo pyszne wino z lekko sosnową nutą i leczniczymi właściwościami. Jeżeli zalalibyśmy takie pędy winem wytrawnym, w smaku nastawu dominowałaby gorycz. Dzięki temu że medina to wino niemal słodkie, smaki fajnie się równoważą. Wina ziołowe robione z Mediny to ogromne odkrycie.
Inne wina czerwone
Pewnie nie powinnam wrzucać ich wszystkich “do jednego worka”, ale inaczej ten wpis będzie miał długość kilometra. W Egerze rosną i udają się odmiany francuskie takie jak Pinot Noir, Cabernet Sauvignon, czy Merlot, oraz odmiany znane z winiarskich regionów Niemiec i Austrii takie jak Zweigelt czy Blauburger oraz niezmiernie tutaj popularny Blaufränkisch znany na Węgrzech pod nazwą Kekfrankos (a w Czechach i na Słowacji jako Frankovka Modra). To właśnie przede wszystkim te wina kupimy tutaj osobno, albo w kupażach, (które tutaj nazywają się Cuvée). Zazwyczaj z tych szczepów wychodzą tutaj wina wytrawne i półwytrawne, chociaż zdarza się czasami znaleźć jakiegoś półsłodkiego Zweigelta (ale cieszy się chyba niezbyt dużą estymą, co kiedyś cierpliwie tłumaczył nam pan winiarz w Villany i doszedł to konkluzji, że półsłodki Zweigelt robiony na Węgrzech nie może być dobry). Wybór takich win jest ogromny. Warto próbować je według jakiegoś klucza, żeby całkowicie nie zginąć. Na przykład jednego dnia próbuję tylko Kekfrankosa, albo tylko wina czerwone nagrodzone medalami na konkursach winiarskich, lub skupiam się tylko na półwytrawnych kupażach, czy próbuję tylko odmian francuskich w rodzaju wytrawnym. W ten sposób będziemy mieli szansę dowiedzieć się czegokolwiek i porównać jakość produktów z poszczególnych piwniczek.
Leanyka
Pora na wino białe. Niektórzy winiarze z Egeru uważają że uprawa czerwonego wina w tym regionie, oraz promowanie Egri Bikawera jako kluczowego regionalnego wina to zupełna pomyłka. W tak zimnych północnych regionach jak Eger mogą bowiem wyjść dobrze tylko wina białe, a wina czerwone dopiero na południu kraju mogą konkurować na przykład z winami włoskimi i francuskimi (czy w ogóle ma to jakieś znaczenie to już inna strona medalu). Myślę że czkawką odbija się tutaj epoka komunizmu, podczas której ponoć zupełnie odpuszczono sobie uprawę win białych, tak samo zresztą jak słynnej Kadarki i dopiero w tej chwili uprawa białych winorośli w tym regionie się odradza. Według opowiadań lokalnych mieszkańców komunizm dosłownie zmiażdżył Egerski Region Winiarski. Dwadzieścia pięć lat to za mało żeby w pełni się z tego otrząsnąć. Co ciekawe do XV wieku w Egerze i okolicach uprawiano tylko wina białe. Leanyka to szczep pochodzący z Transylwanii, gdzie nazywa się Fetească albă. Leanyka w języku węgierskim oznacza pannę. Należy się więc spodziewać delikatnego wina i tak właśnie jest. Leanyka jest uprawiana w wielu węgierskich regionach winiarskich od Egeru po Balaton. Wychodzą z tego niezłe lekkie niemal przeźroczyste wina o ciekawym i oryginalnym aromacie. Z tego szczepu wyrabia się też wina musujące (ale nie w Egerze). W Egerze można kupić sporo Leanyki półsłodkiej i to takie wino jest chyba najczęściej kupowane przez turystów. Kupowanie akurat tego wina do plastikowych butelek to słaby pomysł. Delikatny aromat po spędzeniu paru godzin w nieklimatyzowanym bagażniku pozostaje tylko wspomnieniem (uff, na szczęście kiedyś przywiozłam tylko mała butelkę i niewiele się zmarnowało). Wino nabiera zupełnie innego smaku. Leanyka to wino do picia na miejscu, ewentualnie do kupienia w wersji butelkowanej, jest za delikatne do przewożenia w wersji żywej. Porządnie zrobione Leanyki mogą zaskakiwać lekkością i oryginalnymi i bogatymi aromatami. To wino lekkie przyjemne i przy okazji łatwe do zepsucia. Dlatego można też napotkać jej zupełnie fatalne przykłady.
Riesling
Moja chyba najbardziej ulubiona odmiana win białych. Ma specyficzny i niepowtarzalny zapach, który uwielbiam. Występuje w całej Europie Wschodniej i Środkowej od Czech po Serbię a wywodzi się z Niemiec znajdziemy go też we wszystkich krajach Nowego Świata w których uprawia się winorośl. Uwielbiam degustować wschodnioeuropejskie rieslingi i wczuwać się w austro-węgierski klimat. Riesling to odmiana z której można wyrabiać przedziwne rzeczy, dlatego jest to winny temat-rzeka, jak na jeden z popularniejszych szczepów wina białego przystało. W Egerze zaznajomimy się więc tylko z kawałeczkiem tego tematu. Uprawia się tutaj odmianę włoską Olaszriesling. Zresztą nie słynie on z Rieslinga jakoś szczególnie. Warto jednak jeździć po Europie Środkowej i Wschodniej i zbierać rieslingowe doświadczenia. Jest to wino mocno wszechstronne. Jego smak ponoć bardzo zależy od gleby na której rośnie. Najlepsze wychodzi na terenach powulkanicznych. Eger tak samo zresztą jak i Tokaj to właśnie tereny wygasłych wulkanów.
Pozostałe wina białe
Uprawia się tutaj zarówno szczepy francuskie jak i te pochodzące z Niemiec. Dość powszechny jest na przykład Muscat Ottonel (Ottonel muskotály) pochodząca z XIX wieku odmiana znad Loary, dobrze radząca sobie w chłodniejszym klimacie Europy Środkowej i Wschodniej. Potrafi ponoć osiągać wysoką koncentrację cukru, mimo umiarkowanego klimatu. Na portalu vinisfera piszą także, iż ottonel dobrze nadaje się dla początkujących amatorów wina, którzy mogą na nim ćwiczyć nos i podniebienie. Oprócz ottonela sporo można tutaj znaleźć żółtego muszkatu czyli Sárgamuskotály, oraz słynnego węgierskiego Hárslevelu, z tych dwu ostatnich szczepów winogron porażonych szlachetną pleśnią robi się słynnego Tokaja Aszu. Z odmian pochodzących z Francji najważniejsze jest Chardonnay.
Które piwniczki wybrać?
Nie jestem w stanie odpowiedzieć. W Szépasszonyvölgy znajdziemy pewnie niezły przekrój winiarskiego biznesu. Jeżeli chodzi o dokładne obejrzenie całej doliny, warto odwiedzić wszystkie, żeby wyrobić sobie własną opinię i mieć skalę porównawczą. Trzeba wybrać coś stosownego do własnego zaawansowania w temacie wina. Znajdziemy tutaj zarówno piwniczki zaopatrujące głównie zupełnie nie znające się na winie wycieczki zagraniczne, których uczestnicy kupują głównie wina słodkie i do plastikowych butelek (taka winiarnia sprzedaje zazwyczaj maksymalnie kilka rodzajów wina), jak i winiarzy, którzy za swoje produkty zgarniają nagrody i medale a w ich ofercie znajdziemy wiele gatunków własnych butelkowanych win z różnych roczników. Ja pragnę tylko wyszaleć się tutaj zakupowo w temacie wina żywego i niebutelkowanego. Na pewno wybiorę najbardziej wypośrodkowane piwniczki, w których właściciel nie nastawia się głównie na autokary z zagranicznymi turystami, ale również zaopatruje w swoje wina restauratorów. Nie posiada totalnie odremontowanej i czystej jak w szpitalu piwniczki, która swoim wystroje przypomina bardziej zakład fryzjerski, niż miejsce w którym pije się wino 🙂 Mam kilka swoich typów.