Powstałej w XIV wieku Mołdawii, nigdy nie udało się być potęgą polityczną przez dłuższy czas. Mołdawscy hospodarowie nie mieli w swoim kraju pewnej i stabilnej pozycji i nigdy nie mogli być pewni jutra. Działo się tak zarówno ze względu na wewnętrzną bojarską opozycję i jak niepewną sytuację kraju na arenie międzynarodowej. Za czasów panowania Stefana Wielkiego, dzięki jego umiejętnej polityce lawirowania między ówczesnymi europejskimi mocarstwami Polską, Węgrami a Imperium Osmańskim, przed Mołdawią pojawiły się chwilowe perspektywy zostania lokalną potęgą. Następcy Stefana szybko jednak zaprzepaścili jego osiągnięcia. W takiej atmosferze na Bukowinie zaczęto budować liczne fortyfikowane monastyry. Na ich wygląd bardzo mocno oddziaływały specyficzne uwarunkowania historyczne tego regionu Europy. W 1487 roku Mołdawia ostatecznie mimo wysiłków Stefana stała się lennem Turcji, która na swoim terytorium nie zezwalała na budowanie kamiennych twierdz. Mogły one być budowane jedynie z drewna, by w razie oporu można było łatwo je zlikwidować. Dlatego zamiast zamków zaczęły tu powstawać warowne monastyry. Hospodarowie mołdawscy przy pomocy mecenatu artystycznego budowali swój wizerunek polityczny, który trwał nie tylko za ich życia. Po ich śmierci nabierał charakteru mitu – czego najlepszym przykładem jest postać Stefana Wielkiego zwanego we współczesnej Rumunii Stefanem cel Mare. W 1992 roku został on nawet kanonizowany i wpisany do panteonu świętych Prawosławnej Cerkwi Rumuńskiej.
Stefan jako pierwszy zaczął w taki sposób budować swój prestiż i pierwszym monastyrem, który wybudował była Putna. Wypracował także styl stawiania takich świątyń. Stał się on kanonem sztuki mołdawskiej. Śmierć władcy przyniosła kres pomyślności Mołdawii na arenie politycznej, ale jego następcy pomimo jeszcze gorszych warunków sprawowania władzy kontynuowali jego dzieło ze zdwojoną siłą. W tych fundacjach osoba fundatora miała bardzo szerokie kompetencje. Oprócz kościoła i klasztoru władcy budowali także dla siebie część mieszkalną i mieli prawo przebywać w obrębie murów kiedy tylko mieli na to ochotę. W murach monastyru hospodar mógł czuć się w miarę bezpiecznie. Może nie ochroniłyby go one w przypadku regularnej wojny, zapewniały jednak ochronę przed małymi rozproszonymi oddziałami wojska, o jakie na rubieżach Imperium Osmańskiego było nietrudno. Pod koniec życia fundatorzy dość często zostawali mnichami. Monastyry były również miejscem ich ostatniego spoczynku i to w sensie całkowicie dosłownym. Wydzielona część świątyni pomiędzy przedsionkiem a nawą stawała się komorą grobową w której spoczywał hospodar i przyszłe pokolenia jego rodu. Pomimo ambicji Stefana Wielkiego by to Putna stała się nekropolią mołdawskich władców, każdy z nich wolał stworzyć takie miejsce na nowo by lepiej zapisać się na kartach historii i przyćmić poprzedników. Dzięki temu cały region usiany jest malowanymi cerkwiami, zasadniczo do siebie dość podobnymi ale jeśli przyjrzymy się im bardziej, zobaczymy między nimi wiele istotnych różnic. Dlatego mówi się o nich “malowane monastyry”? O ich unikatowości decyduje że są pokryte freskami zarówno wewnątrz jak i z zewnątrz. Do dzisiaj nie wiadomo jaka dokładnie była technologia wykonywania barwników, na tyle skuteczna, że pomimo surowego klimatu freski na wielu z nich jeszcze do dzisiaj są widoczne. Malowidła z czasów Stefana i jego potomków zdumiewają swoją oryginalnością – to dość często kopie miniatur z Ewangeliarzy powiększone go gigantycznych rozmiarów i inaczej niż w książkach zaaranżowane, albo rozwinięcie wzorców malarskich z innych prawosławnych krajów na przykład Serbii i Grecji. Bardzo często przedstawiają słynnych świętych-wojowników utożsamianych z królem walczącym o niepodległość Mołdawii z Imperium Osmańskim. Im późniejsze fundacje, tym bardziej freski stają się na powrót mocno prymitywne i schematyczne. Dawną subtelność zastępuje ludowa maniera i estetyka głęboko zakorzeniona w rodzimych wzorcach. Podobnie niełatwe losy spotykają mołdawskie państwo, które stopniowo ulega coraz większemu rozkładowi.
Monastyry stały się symbolem Rumunii i to w sensie dosłownym. Rumuni uważają że kolor ich flagi jest kolorem malowanych monastyrów. Mówi o tym cytat z książki Roberta D. Kaplana „Bałkańskie upiory. Podróż przez historię”: “Teraz już wiesz dlaczego nasza flaga jest błękitno, żółto, czerwona? – spytał Mihai – Bo to kolory naszych monastyrów: błękit Worońca, czerwień Humoru, żółć Mołdawicy”, zresztą jest to wspominane w wielu książkach i innych materiałach. Wśród zachowanych do dzisiaj malowanych monastyrów można wyróżnić cztery grupy: fundacje Stefana Wielkiego (na przykład świetnie zachowany monastyr w Worońcu), monastyry wybudowane przez jego nieślubnego syna Piotra Raresza (Mołdawica), obiekty fundowane przez dostojników mołdawskich w okresie rządów Raresza (cerkiew Zaśnięcia Bogurodzicy w Humorze ufundowana przez Toadera Bubuioga i jego żonę Anastazję), oraz obiekty wzniesione już po śmierci Raresza (Suczewica). Przedstawienia malarskie charakteryzowała zbieżność ikonograficzna, co musi świadczyć o istniejącej w tamtych czasach lokalnej szkole malarskiej zajmującej się hospodarskimi fundacjami.
Cerkwi tego typu odwiedziłam w sumie sześć: jedną w 2007 i pięć 2014 roku. Były to Suczawa, Putna, Woroniec, Humor, Mołdawica i Suczewica. W większości są one zamieszkane przez zakonnice, jedynie Putna i Suczawa to klasztory męskie. Każda z nich była warta odwiedzenia i jeśli będę w okolicy w przyszłości, bardzo chętnie pooglądam też inne. Kwestią rzucającą się w oczy od pierwszego wejrzenia jest znaczne zdystansowanie zamieszkujących klasztory zakonnic od odwiedzających te miejsca ludzi. Byłam w licznych prawosławnych monastyrach w Rumunii, Bułgarii czy Serbii, gdzie prawie zawsze udawało się usiąść i z kimś porozmawiać, nigdzie nikomu się specjalnie nie śpieszyło. W serbskich klasztorach panowała wręcz całkowicie luźna atmosfera. Wystarczyło pokręcić się po nich trochę dłużej, zaraz ktoś nas zagadywał rozmawiał dłuższą chwilę, a na pożegnanie niekiedy dostawaliśmy święte obrazki. Zamieszkujący je ludzie byli niesamowicie gościnni i robili wspaniałe wrażenie. Odwiedzający czuli się tam swobodnie. W malowanych monastyrach Rumunii zakonnice rzucały mordercze spojrzenia widząc kogoś przypadkowo depczącego zadbany trawnik, śmiejącego się, lub głośniej mówiącego. Czułam się tam bardziej jak intruz, a znacznie mniej jak gość. Obowiązywała swoista powaga. Miejsca są niemal obsesyjnie zadbane i wypielęgnowane. Miałam wrażenie, że niekiedy zakonnicom przeszkadzają odwiedzający, burzący ten idealny ład i porządek. Może zamieszkując to miejsce od niedawna czuły się niepewnie w swojej roli i musiały sobie to jakoś zrekompensować. Zresztą wszyscy także wierni zachowywali się w swoich rolach dość nieporadnie. Większość monastyrów została zlikwidowana w czasach komunistycznych i jest ponownie zamieszkała od lat 90. XX wieku. Wyjątkiem jest Putna. Tam atmosfera była zupełnie inna.
Bardzo ciekawy tekst, miałem okazje odwiedzić kolorowe cerkwie Bukowiny, miłe wspomniuenie. Myślę, że dobrym uzupełniemiem Pani tekstu jest mój film pt. Malowane cerkwie rumuńskiej Bukowiny http://www.youtube.com/watch?v=JK_l68zkwsQ&t=1s.
We wrześniu odwiedzę Serbię, może uda mi sie zobaczyć opisane przez Panią monastyry Fruśkiej Gory i Ovćar Banję. Pozdrawiam
Wojciech P.