Monastyr Crna Reka 2015

Monastyr Crna Reka to miejsce, które  może zmienić czyjeś pojmowanie świata. Takie miejsca warto odwiedzać najbardziej. Wakacje można wykorzystać różnie: wybrać się na urlop żeby wypocząć – na przykład na wczasach all inclusive, albo oprócz odpoczywania, wykorzystać ten czas na mniejszą lub większą zmianę swojej perspektywy, czyli najprościej mówiąc pozamiatać sobie w głowie. W tym roku w Serbii tak pozamiatać udało się kilka razy. Oto jeden z takich przypadków. Jak w ogóle dowiedzieliśmy się, o tym miejscu (bo oczywiście najlepsze miejsca to te nieplanowane)? Najpierw spędziliśmy noc w monastyrze Studenica (czego również nie planowaliśmy), gdzie zostaliśmy zaproszeni na poranną liturgię. Skoro byliśmy jedynymi zagranicznymi gośćmi noclegowni, gospodarze uznali za stosowne zaprosić nas na takie wydarzenie, a jako że lubimy słuchać prawosławnej śpiewanej liturgii specjalnie wstaliśmy o szóstej by zdążyć chociaż na kawałek. Po liturgii zostaliśmy zaproszeni na poranną kawę (i rakiję) i długo rozmawialiśmy z młodym nauczycielem fizyki, który co wakacje przyjeżdżał do monastyru popracować przez jakiś czas jako wolontariusz, zrelaksować się i odpocząć od cywilizacji. To właśnie on polecił nam by koniecznie odwiedzić Crną Rekę. Kiedy więc znaleźliśmy się w Novim Pazarze, stwierdziliśmy że to tak blisko, że chyba skorzystamy z tej rady. Mieliśmy tam być dwie godziny, mając zaplanowane na ten dzień także kilka innych interesujących miejsc. Zostaliśmy cały dzień.

Crna Reka leży w miejscu dosyć odosobnionym w samym środku gór masywu Mokra Gora. Raczej nie liczmy na dojazd tam publicznym transportem. Bez własnego samochodu lub w ostateczności autostopu, z pewnością będziemy musieli iść kilka kilometrów od głównej drogi. Monastyr leży w górach na styku trzech krajów. Niespełna kilometr stąd rozpoczyna się już Kosowo, a niespełna 10 kilometrów dzieli to miejsce w linii prostej od Czarnogóry. Nawet niektórzy nasi rozmówcy nie byli pewni czy aby na pewno Crna Reka leży jeszcze w Serbii, ale tak twierdził nasz GPS. Sam dojazd także nie wygląda zbyt łatwo i przyjemnie, ciekawe czy da się tam przejechać samochodem osobowym w zimie gdy spadnie śnieg? Chyba nie odważyłabym się na taki wyczyn. Nachylenie drogi jest takie, że na dwójce wjechać się nie da (albo jestem całkiem beznadziejnym kierowcą, ale jakoś dojechałam tu te 1200 kilometrów z Polski). Na pocieszenie dodam, że jest nowy asfalt, co prawda idealnie na szerokość jednej osobówki, ale ponoć jeszcze nie tak dawno nie było go wcale. O tym że coś ważnego mnie tutaj spotka, wiadomo było już przy wjeździe do monastyru, kiedy to udało mi się wjechać w kamienny murek na zupełnie pustym parkingu (no dobra, chyba jestem trochę beznadziejnym kierowcą) i uszkodzić zderzak. Zawsze tak mam, że jak coś ważnego ma się wydarzyć tłuką mi się w domu naczynia.

srb_okolice-monastyru-crna-reka_001.jpg
Okolice monastyru wyglądają dość sielsko.
srb_okolice-monastyru-crna-reka_003.jpg
A sam monastyr jest dookoła otoczony górami.
srb_okolice-monastyru-crna-reka_004.jpg
W okolicznych miejscowościach większość mieszkańców to muzułmanie w każdej wsi znajduje się meczet.
srb_monastyr-crna-reka_010.jpg
Klasztor to taka trochę prawosławna wyspa. Znany jest w całej Serbii, słynie z licznych uzdrowień.

Na przywitanie jeden z zamieszkujących klasztor posłuszników zaprasza nas do stołu i robi kawę po turecku (a raczej po serbsku, gdyż po turecku to byłby prawdziwy afront). Oczywiście jak to zwykle w Serbii bywa, nie przyjmuje za nią pieniędzy, bo robi ją z gościnności, a jeśli uważamy że trzeba za nią zostawić pieniądze, mamy to zrobić we wnętrzu świątyni. Zaraz po nas do monastyru przybywa dwóch „przypakowanych” Serbów wyglądających trochę jak jacyś południowi mafiosi i także zajmują miejsca przy stole przy którym siedzimy i rozmawiamy łamanym serbsko-angielsko-polskim z naszym gospodarzem. Okazuje się że dresy, ciemne okulary i skórzane gadżety ubiera się tutaj na przejażdżkę na górskim rowerze. Panowie wyglądali jakby właśnie wysiedli z jakiegoś tuningowanego BMW, a tu taka niespodzianka, bo okazuje się że są rowerzystami i to chyba niezłymi, bo nachylenie dróg ogromne. Tłumaczą nam po serbsku, że wybrali się z Mitrovicy na wycieczkę rowerową do świętego miejsca, żeby „naładować akumulatory”. Prawie w każdym zdaniu mówią jak to źle i okropnie żyje im się w Kosovie. Nikt z całej trójki nie mówi po angielsku, ale sens ich wypowiedzi łatwo zrozumieć, bo mówią bardzo prosto. Są strasznie smutni i zdołowani. W sumie to aż nie chce nam się z nimi długo rozmawiać, bo bije od nich ogromna rezygnacja, niechęć, rozdrażnienie. Chyba dobrze, że nie wszystko co mówią rozumiemy (i z wzajemnością). Nawet nie przyznajemy im się, że mieszkamy w Novym Pazarze i czujemy się w nim świetnie, (dobre samopoczucie burzą tylko spotykani tu i tam brodaci salafici w spodniach do połowy łydki i z żonami w czarnych zasłonach na twarzy) bo nie chcemy całkiem ich dobijać. Tak to przynajmniej doceniają, że będąc w regionie, gdzie w każdej miejscowości stoi kilka meczetów odwiedzamy chrześcijańskie miejsca. Nie chcemy więc ich jeszcze bardziej smucić, że to nie do końca prawda.

srb_monastyr-crna-reka_009
Monastyr Crna Reka wygląda chyba najlepiej ze wszystkich odwiedzonych przeze mnie serbskich monastyrów.

Dopijamy kawę i zostawiamy ich przy stole i kierujemy się w stronę świątyni. W sumie to wygląda ona tak niesamowicie, że gdyby nie kawa i rozmowa już dawno weszłabym do środka. Świątynia ma charakter obronny. Budynek z nieregularnych kamieni i o mocno nieregularnym kształcie z małymi oknami wyglądającymi jak dziury w termitierze, przytulony do wiszącej nad nim skały. Od reszty lądu otoczony jest sporym obniżeniem terenu będącym naturalną fosą, którą spina rozklekotany drewniany most.  U dołu wiosną pokazuje się rwąca górska rzeka. W lecie kiedy tam byliśmy nie było po niej ani śladu.  Rzeka w okolicy monastyru płynie pod ziemią a kilkaset metrów za nim z powrotem wypływa na powierzchnię. Dzięki temu w monastyrze panuje cisza niezbędna do modlitwy i medytacji. Takie miejsca, musiały mocno wpływać na wyobraźnię ludzi, być uważane za szczególnie pomyślne i obdarzone wyjątkowymi właściwościami, skoro stawiano w nich miejsca ważne dla duchowego rozwoju. Ostatnie odwiedzone przeze mnie tak rewelacyjnie położone miejsce to chyba Tekija w Blagaju. Tylko że w porównaniu z nim (jeśli w ogóle te dwa miejsca można z sobą porównywać) Blagaj to miejsce znacznie bardziej komercyjne. W Crnej Rece każdy gość traktowany jest jeszcze zupełnie unikatowo. Tak chyba ludzie traktowali się w epoce, gdy wiadomości o świecie nie dostawały się do nas za pośrednictwem wszędobylskich mediów, a ludzie przemieszczali się znacznie trudniej i rzadziej niż dzisiaj. Dlatego z każdy obcy człowiek wart był dłuższej rozmowy. A może dzieje się  tak tylko dlatego, że to prawdziwa „prawosławna wyspa” w otoczeniu islamu. Jeśli tak, to wszelkim tego typu wyspom świetnie ten fakt służy. Czuć tutaj prawdziwą chrześcijańską atmosferę jaka musiała panować wieleset lat temu na głębokiej prowincji, gdy wpływy i bogactwo nie były aż tak ważne i liczyły się inne rzeczy.  Nic dziwnego że ludzie przyjeżdżają tutaj żeby doświadczyć cudu. W takich miejscach to pewnie możliwe. Takie w których liczą się już tylko pieniądze i wpływy odcinają kupony od wcześniejszej sławy.

Przechodzimy po rozklekotanym drewnianym moście do wnętrza skalnej świątyni. Jest ono mocno surowe nie ma żadnych niepotrzebnych ozdobników. Obecnie miejsce to zawdzięcza swoją sławę przechowywaniu tutaj relikwii świętego Piotra z Korisy (Петар Коришки).  Data jego urodzin to ponoć rok 1211, urodził się gdzieś pomiędzy Peczem a Kosowym Polem, natomiast jego pustelnia znajdowała się daleko na południe w Korisie niedaleko Prizrenu. Inne źródła podają, że miejscem jego urodzin były okolice Prizrenu. Już w młodości pragnął poświęcić swoje życie Bogu, podobnie jak jego siostra. Udało mu się tego dokonać, jak również ocalić siostrę przed zamążpójściem. Oboje zaczęli żyć obok siebie w zupełnej dziczy jako pustelnicy. Ich pustelnia mieściła się niedaleko Prizrenu. Okazało się że potrafią uzdrawiać i mimo chęci życia w odosobnieniu przyciągali do siebie mnóstwo ludzi.  Oboje stawali się coraz bardziej sławni i zyskiwali rozgłos, którego w ogóle nie chcieli. Piotr uciekając przed niechcianą sławą schronił się w monastyrze Crna Reka i przez jakiś czas w nim przebywał. Tutaj też został pochowany i znajdują się jego relikwie.

srb_monastyr-crna-reka_002.jpg
Wnętrze klasztoru, w cerkwi trwa właśnie modlitwa o uzdrowienie.
srb_monastyr-crna-reka_008.jpg
Za zakrętem znajduje się małe źródełko z leczniczą wodą. Gdy nie ma wody lecznicze jest też błoto.
srb_monastyr-crna-reka_006.jpg
srb_monastyr-crna-reka_003.jpg
srb_monastyr-crna-reka_005.jpg

W cerkwi trwało właśnie jakieś nabożeństwo, więc zostaliśmy trochę się mu przypatrzeć, bo odbywały się tam różne interesujące rzeczy.  W międzyczasie zrobiło się małe zamieszanie w wyniku którego część ludzi tłoczących się w maleńkiej świątyni wyszła, a pozostali  przepuścili nas głębiej żebyśmy dobrze widzieli. Teraz już nie mieliśmy za bardzo jak opuścić tego miejsca bez przerywania ich skupienia, więc postanowiliśmy zostać na kolejnym nabożeństwie żeby się mu przypatrzeć. Ludzie podsunęli nam nawet małe taboreciki, na których można było na chwilę przysiąść. Najpierw rodzina przywiozła do świątyni chorego mężczyznę w stanie prawdopodobnie terminalnym, który z ogromnym trudem chodził o własnych siłach podtrzymywany przez dwie osoby. Po mniej więcej półgodzinie, mężczyzna razem z towarzyszącymi mu członkami rodziny wyszedł z kościoła, a jego miejsce zajęła ponad dwudziestoosobowa grupa z małym na oko półtora albo dwuletnim dzieckiem. Dziecko ewidentnie miało jakąś chorobę genetyczną, na pewno miało rozszczepione podniebienie i zdeformowane stopy. Trudno stwierdzić czy było w jakimś stopniu upośledzone umysłowo, bo nie znam się na takich małych dzieciach. Rodzina dziecka pewnie zapłaciła sporo za ceremonię uzdrawiania, bo podczas nabożeństwa otwarto trumnę ze świętym. Wszyscy po kolei zaczęli podchodzić pochylać się nad otwartą trumną i całować obłożone drogimi kapami ciało świętego. Nas również wpuszczono do kolejki. Przynajmniej nas to nie zdziwiło, gdyż już wcześniej przytrafiło się to nam w monastyrze Studenica. Zdziwiło nas dopiero to co wydarzyło się potem. Otóż okazało się, że pod trumną ze świętym znajduje się niecka wyłożona materacami i poduszkami, pod którą należy się położyć celem doznania uzdrowienia. To właśnie tam wcześniejsi pielgrzymi umieścili terminalnie chorego mężczyznę i jego podnoszenie wywołało takie zamieszanie. Wcześniej tego nie widzieliśmy, bo tłoczyliśmy się w przedsionku. W monastyrze Crna Reka można poleżeć sobie pod doczesnymi szczątkami świętego Piotra Koriskiego! Nam również kazano to zrobić, więc położyłam się tam gdzie inni. Czy to działa? Na pewno zaczęłam czuć się bardzo specyficznie i z chęcią poleżałabym dłużej, żeby zobaczyć co się stanie, jednak nie chciałam blokować kolejki innym ludziom, którzy przyjechali tu po to specjalnie, więc postanowiłam się pośpieszyć i w miarę szybko opuścić nieckę przeznaczoną do leżenia. Ponoć najlepiej poleżeć dłużej, bardzo często zdarza się, że po chwili ludzie głęboko zasypiają na kilka minut. Miejsce (albo prochy świętego) muszą być więc obdarzone specjalnymi właściwościami. Ojciec genetycznie chorego dziecka tłumaczył nam to wszystko bardzo dobrym angielskim, ponieważ pracował za granicą. Jechali tutaj wynajętym autokarem przez pół kraju, pochodzili ze środkowej Serbii. Tego samego dnia mieli jeszcze odbyć taką samą ceremonię z dzieckiem w monastyrze w Ostrogu. Niestety nie byłam na tyle przytomna by spytać jakie jeszcze metody stosują w celu wyleczenia swojego dziecka. Mężczyzna może nie wyglądał na wykształconego, ale na pewno obytego w świecie. Modły nad dzieckiem trwały pewnie ponad godzinę. Pod koniec ludzie zaczęli stopniowo się rozchodzić, a jedna kobieta z rodziny, zabrała nas na całą uzdrawiającą „ścieżkę zdrowia”, którą należało odbyć by odegnać choroby. Otóż w jednym miejscu jaskini wybijało mikroskopijne źródełko, z którego woda miała ponoć silnie uzdrawiające właściwości, a ludzie nakładali sobie na powieki wodę i odrobinę błota spod źródełka. Było jej na tyle mało że nie dało jej się pić kapała powoli po kropelce i ludzie oszczędzali ją na tyle że tylko zwilżali sobie nią usta. Następnie wzięła nas do bocznej odnogi jaskini w której mieszkał i medytował święty Piotr. Tam należało przycisnąć chore części ciała do jednego z miejsc i poczekać kilka minut. Nawet jeśli znajdziemy się tam sami to z pewnością poznamy gdzie się ono znajduje jest bowiem dość mocno wyszlifowane mnóstwem przesuwających się po nim ciał. Po całej świątyni porozrzucane były banknoty, które ludzie zostawiali w przeróżnych miejscach. Najwięcej ich było właśnie w jaskini gdzie święty mieszkał i oddawał się kontemplacji. Największe nominały leżały sobie porozrzucane i oczywiście nikt ich nie zabierał.

srb_monastyr-crna-reka_004.jpg
Ikony chyba potrzebują pilnej renowacji.
srb_monastyr-crna-reka_001.jpg
A to jaskinia w której mieszkał św. Piotr Koriski.

Po raz kolejny nie mogłam się nadziwić jak dosłownie pojmowany jest tutaj kult świętych. Najlepszy sposób na oddanie czci świętym i spełnienie wznoszonych do nich próśb jest fizyczny kontakt z ich doczesnymi szczątkami. Nie chodzi tutaj oczywiście o jakieś dotykanie ścian świątyni, rzeźb i innych przedstawień świętych, ale o całkiem bezpośredni kontakt ciało-ciało na przykład całując czaszkę leżącą w trumnie. Niektórych pewnie może to szokować ale pewnie całkiem nie tak dawno, musiało to pewnie tak wyglądać wszędzie. Gdzie indziej takie pojmowanie uległo licznym reformom, tutaj jednak nadal zostało na swoim miejscu. Z jednej strony to ogromnie fascynujące, że wszystko jest tutaj takie „archaiczne”. Warto jednak poczytać trochę w internecie o tym monastyrze, żeby zrozumieć dlaczego mieszka w nim teraz maksymalnie sześciu duchownych. Miejscem niedawno wstrząsnęły poważne skandale. Oczywiście tego typu i gorsze skandale dzieją się także w kościołach bardziej zreformowanych i sam fakt bycia zreformowanym lub nie, nie ma chyba tutaj zbyt wiele do rzeczy. Jednak żeby zanadto nie rozpływać się nad tym miejscem jako „wyglądającym na zupełnie nietknięte”, warto dowiedzieć się także tego co dzieje się w nim dzisiaj i poszerzyć swój punkt widzenia.

Pierwszym świętym, który mieszkał w tym miejscu był św. Joanikios, który żył tutaj pod koniec XIV wieku. Dokładna data powstania klasztoru nie jest znana, a rozbieżności sięgają dwu stuleci. Za okres powstania klasztoru przyjmuje się wiek XII, XIII albo XIV.  Święty Joaniklos był prawdopodobnie pierwszym człowiekiem, który wydrążył w skale jaskinię i się w niej osiedlił. Stopniowo dołączyło do niego mnóstwo mnichów. Obecnie skała wydrążona jest tak bardzo, że przypomina termitierę, tak wielu ludzi poszukiwało tutaj duchowego spełnienia i oświecenia. W następnych stuleciach nie ma żadnych źródeł ani wzmianek o tym miejscu aż do wieku XVII. Miejsce było na tyle odosobnione (i mało ważne) że przez jakiś czas ukryto tutaj relikwie samego świętego Sawy przed Turkami. Crna Reka była położona na tyle na uboczu, że nigdy nie została zdobyta ani złupiona. Może była miejscem na tyle marginalnym i biednym, że nikomu nie chciało się tam specjalnie fatygować? Następnie monastyr był kilkakrotnie opuszczany, a następnie od nowa zasiedlany przez mnichów, którzy odnawiali go po kawałku. W 1898 roku wybudowano konak po drugiej stronie rzeki, w którym znajdowała się szkoła religijna.  Następnie monastyr opuszczony został ponownie. Tuż przed wybuchem II wojny światowej zamieszkiwało do tylko dwóch mnichów. Ostatnią osobą, która wpadła na pomysł by ponownie zasiedlić od dawna opuszczony klasztor był biskup Artemiusz, który zgromadził wokół siebie kilkunastu mnichów. Od 1978 roku rozpoczął się remont zabudowań monastyru i wybudowana została droga, oraz doprowadzone prąd i woda. Stopniowo ilość mnichów zwiększyła się. Artemiusz to postać bardzo kontrowersyjna. Należy do najbardziej konserwatywnych i skrajnie nacjonalistycznych kręgów Serbskiego Kościoła Prawosławnego. Po skandalu, jaki wybuchł z jego udziałem w 2010 roku, (chodziło o malwersacje finansowe, związane z obrotem nieruchomościami wbrew interesom Cerkwi) został przeniesiony na emeryturę i pozbawiony katedry biskupiej. Zbuntował się jednak przeciwko temu wyrokowi i razem z zebranymi wokół siebie ludźmi opuścił swoją siedzibę w Šišatovacu i udał się na terytorium północnego Kosowa razem z grupą swoich zwolenników mnichów i świeckich. Wbrew zakazowi sprawowania nabożeństw i mimo odmowy przełożonego klasztoru nadal wydaje i podpisuje dokumenty jako biskup raszkańsko-prizneński, sprawuje nabożeństwa, gromadzi pieniądze i usiłuje odbudować „prawdziwie świętosawską cerkiew”. Trwa przeciwko niemu dochodzenie odnośnie malwersacji finansowych. Były biskup został pozbawiony godności kościelnych a Sobór Biskupów Serbskiego Kościoła Prawosławnego ogłosił, iż duchowny „wstąpił na drogę otwartego rozłamu”. Były biskup kilka razy pojawiał się w monastyrze Crna Reka, próbując organizować tam różne wydarzenia mające skupić wokół niego więcej zwolenników i przejąć monastyr, ale do tej pory nie udało mu się tego zrobić. W 2010 roku większość zamieszkujących klasztor mnichów opuściła go, by pokazać solidarność z niepokornym biskupem. Obecnie monastyr jest niemal opustoszały, kiedy tam byliśmy to (o ile dobrze pamiętam) mieszkało w nim dwóch mnichów i czterech posłuszników.

Jakby tego było mało, w 2009 roku w Crnej Rece miał miejsce inny skandal, o którym wspominali nam wszyscy mniej religijni Serbowie z którym opowiadaliśmy, że odwiedziliśmy to miejsce. Na terenie monastyru znajdował się ośrodek leczenia narkomanów. W Serbii takimi sprawami zamiast specjalistycznych organizacji zajmuje się Serbska Cerkiew Prawosławna. Swoją drogą to bardzo interesujące co stało się z tym krajem po rozpadzie Jugosławii i jak bardzo zacofany się stał, że takimi sprawami zajmuje się tutaj cerkiew zamiast kompetentne instytucje, wykorzystujące najnowsze osiągnięcia medycyny. W 2009 roku wyciekło brutalne nagranie bicia uzależnionych osób różnymi narzędziami na przykład łopatą (kto chce może je sobie wyszukać w internecie, ale jest mocno drastyczne). Kierujący ośrodkiem mnich-harleyowiec Branislav Peranovic poddał się do dymisji i opuścił Crną Rekę, a ośrodek zamknięto. Żeby tego było mało Peranovic niedługo później zaczął kierować podobnym ośrodkiem w Jadranskiej Lesnicy, gdzie pobił innego pacjenta ośrodka na śmierć. Dopiero po tym wydarzeniu został skazany w 2013 roku na 20 lat więzienia.

Dlaczego mimo wszystkich tych mrocznych wydarzeń, ogromnie warto wybrać się do monastyru Crna Reka? Wizyta tam mocno daje do myślenia, nie tylko nad serbskim prawosławiem, ale nad religiami w ogóle. Czy warto w życiu kierować się dogmatycznie i wyłącznie umysłowo pojmowaną religią i jak duże szkody może ona nam wyrządzić. Historia tego miejsca doskonale pokazuje, co zostaje, gdy z religii pojmowanej w sposób mistyczny i osobisty, zostanie tylko zbiór smutno wyglądających dogmatów, służących do generowania uprzedzeń i usprawiedliwiania nienawiści. Religia to ogromna siła i jedynego rodzaju miecz obosieczny. Może robić wiele dobrego, ale może być siłą totalnie destrukcyjną. Wizyta tutaj pozwala zdać sobie sprawę z tego, jaką pułapką jest zwolnienie siebie z samodzielnego myślenia i odczuwania i pozwolenie na to, by ci bardziej obeznani w kwestiach wiary „myśleli za nas”.

Podziel się z innymi: