W tym poście chcę podzielić się muzycznymi zdobyczami, które poznałam będąc w Malezji, (chociaż prawdę mówiąc nie są to rdzennie malezyjskie zdobycze, bo to muzyka stworzona za sprawą emigrantów) oraz poświęcić chwilę zakupom muzyki w Azji. Trzeba mieć na to minimum pół dnia czasu i wybrać się do jakiegoś sklepu muzycznego, z inteligentnym, komunikatywnym i pomocnym sprzedawcą, który nie będzie próbował spławić nas po kilkunastu minutach, lub sprzedać nam czegokolwiek, byle szybciej się nas pozbyć. Sklep z płytami poznamy już z daleka z powodu olbrzymich głośników z ryczącą muzyką z Bollywood, albo ryczącymi recytacjami Koranu. Zazwyczaj w okolicy jest takich sklepów kilka i dzielnie zagłuszają się nawzajem. Trzeba wybrać taki, w którym można wygodnie się rozsiąść i oddać w ręce sprzedawców. Zazwyczaj puszczają nam oni na początek kilka płyt by wybadać nasze gusta, po czym zaczynają grzebać w czeluściach swoich sklepów, by nas zadowolić. Jak dobrze się ułoży gdy do takiego sklepu wejdziemy po porannej kawie, opuścimy go dopiero w porze obiadowej z pokaźną stertą płyt. Oprócz zakupów możemy w takim sklepie zdobyć sporo informacji o lokalnej muzyce, do dalszych poszukiwań w internecie, jeśli tylko dominującym alfabetem jest europejski (bo w Chinach czy Tajlandii jest z tym znacznie gorzej). Zazwyczaj jeśli kupuję kilka płyt, to kilkanaście innych inspiruje mnie do późniejszych poszukiwań. Świetnym miejscem do takich zakupów jest Malezja, chociaż ja z każdego kraju przywożę jakąś muzykę, tylko po prostu tu jest najłatwiej gdyż mamy prawie całą Azję w jednym miejscu. W Malezji znajdziemy sklepy z muzyką wyłącznie indyjską i będą to płyty pewnie dużo lepiej wydane niż w Indiach. W asortymencie takiego sklepu znajdziemy indyjską muzykę religijną i bollywoodzki pop (Ravi Shankar też się znajdzie, ale to głównie dla turystów). W sklepikach przy buddyjskich świątyniach zakupimy chińską muzykę religijną oraz łatwo dogadamy się ze sprzedawcami, nie to co w Chinach. Niebagatelną rolę w dystrybuowaniu muzyki buddyjskiej odgrywają w Malezji także bogate chińskie świątynie, które stać na to by materiały religijne rozdawać za darmo. Bez problemu zakupimy tu oczywiście muzykę malajską – straszliwie sztuczny i odmóżdżony pop i muzykę gamelanu, za której pomocą Malezja się promuje, nie zważając na protesty Indonezyjczyków, którzy uważają, że to z ich kraju ten rodzaj muzyki pochodzi. Nie będzie też problemu z zakupem recytacji Koranu. Oczywiście oprócz zalewu tandetnego popu zdarzają się nieliczne bardziej zachodnio brzmiące i dające się słuchać utwory autorstwa Yuny, aczkolwiek jestem taką muzyką chyba już trochę znudzona, bo nie budzi ona we mnie emocji. Z Malezji przywiozłam największą do tej pory ilość muzyki, ponieważ najwygodniej było ją tam kupować i się o niej dowiadywać. W porównaniu z Singapurem czy Indonezją również ceny płyt w Malezji były rewelacyjne. Indonezja to niezbyt zaawansowany technologicznie kraj i płyty CD są traktowane niemal jak nowinka techniczna i wynalazek dla bogaczy, w związku z tym nie są za tanie, poza tym ludzie pominęli dość mocno ten etap muzycznej cywilizacji i muzykę odtwarzają głównie na telefonach. W Singapurze odwrotnie, płyty to przeżytek, ale jako że wszystko jest drogie to one także. W Malezji sporo płyt to porządnie wydane DVD zawierające niezliczoną ilość utworów w formacie mp3. Zapłacenie za taką płytę od dziesięciu do kilkunastu ringgitów nie wydaje się być ceną zawyżoną. Możemy jedynie mieć problem przy przekraczaniu granicy z Singapurem, bo nie wiem czy takie płyty nie zostaną tam uznane za piractwo i może czekać nas spora grzywna. Miałam kilka płyt mocno niewiadomego pochodzenia z Indonezji, ale singapurskie służby graniczne nie są przecież w stanie dokładnie sprawdzić bagażu każdego człowieka, poza tym gdybym miała ich sto sztuk, pewnie dało by się to zauważyć, a miałam ich kilka popakowanych z bardziej oryginalnymi płytami z Malezji. Z drugiej strony identyczne wydawnictwa DVD z dużą ilością plików mp3, tylko że droższe, można zakupić także w Singapurze. Może więc mój strach jest przesadny, jednak jeśli jadę do najbardziej obsesyjnego kapitalistycznego państwa świata, lepiej mieć się na baczności.
Kogo takiego z wykonawców można odkryć w Malezji? Na przykład chińską wokalistkę Imee Ooi, której dziadek – znany pisarz i dramaturg pochodzący z prowincji Guandong osiedlił się w Malezji. Imee Ooi otrzymała klasyczne muzyczne wykształcenie – jest pianistką, oprócz tego posiada wytwórnię płytową. Jednak prawdziwą sławę przyniosło jej śpiewanie mantr zarówno po chińsku jak i w sanskrycie. Mantr śpiewanych przez nią nie da się pomylić z żadnymi innymi – ma bardzo oryginalny i wyjątkowo zrelaksowany i uduchowiony głos :).
Kolejne ciekawe odkrycia muzyczne pochodzą z Indii. Jako osoba bardzo lubiąca słuchać indyjskiej muzyki religijnej a zwłaszcza mantr, podstawy, takie jak mantra do Ganeshy, Gayatri, czy Lakshmi znam od dawna. W tej chwili raczej skupiam się na ciekawych i interesujących wykonawcach indyjskiej muzyki religijnej, bo świat nie kończy się na Ravim Shankarze i jego córce, chociaż ich oczywiście od bardzo dawna znam, lubię, szanuję i poważam, to tutaj chcę pokazać kilku bardziej niszowych, ludowych nieznanych na zachodzie twórców. Sporo o religijnej muzyce Indii możemy dowiedzieć się nie wychodząc z domu dzięki takim serwisom. Jeśli chodzi o muzykę z Bollywood, mnóstwo jej możemy znaleźć na przykład tu.
Kolejną ciekawym odkryciem muzycznym z płyt zakupionych w Malezji jest Bombay Saradha czyli Saradasridevi, która debiutowała w 1995 roku wieku siedmiu lat śpiewając piosenkę A. R. Rahmana z filmu Bombay. Obecnie zajmuje się tamilską muzyką religijną. Występuje w wielu tamilskich miejscach kultu w Indiach i za granicą. Słynie z hipnotyzującego i kuszącego głosu. Jej wykonanie pieśni Karpaganatha jest najlepiej sprzedającym się utworem w Malezji i Singapurze. Jest tak znana, że nawet plastikowe, kiczowate grające hinduskie ołtarzyki i świecące obrazy na prąd wygrywają pieśni jej wykonania. Możemy je nabyć na licznych stoiskach z dewocjonaliami w Batu Caves. Pierwszy utwór z dodanych poniżej to właśnie Karpaganatha, drugi pieśń z okazji Thaipusam.
Veeramanidasan jest wykonawcą około 3500 tamilskich utworów religijnych. Wydał kilkadziesiąt albumów. Ma bardzo rozpoznawalny ekspresyjny głos. Śpiewa bardzo emocjonalnie i hipnotyzująco. Chociaż superfajny sprzedawca w sklepie płytowym na Penangu jakoś mi go nie polecał (ciekawe dlaczego) ale ja się uparłam. Oczywiście nie wszystkie utwory są świetne i jeśli nic z tego nie rozumiemy może miejscami jego twórczość wyda nam się nudna. Zachęcam żeby poszperać po youtube, bo z pewnością można znaleźć jeszcze ciekawsze pieśni niż te które umieszczam poniżej.