Suszone ryby

Na Ukrainie, w Rosji oraz w innych krajach byłego Związku Radzieckiego najpopularniejszą zakąską do piwa nie są orzeszki ani broń boże obrzydliwe czipsy, ale suszone ryby, których wybór jest imponujący. Po raz pierwszy zetknęłam się z nimi w Kijowie. Był to chyba pierwszy produkt, który zwrócił moją uwagę i który odróżniał się nieco od towarów dostępnych w przeciętnym sklepie polskim. Kupiłam, spróbowałam i od razu zostałam fanką stawridki. Małe rybki są tam artykułami pierwszej potrzeby jak u nas czipsy i słone paluszki. W każdym przydrożnym sklepie kupimy więc jeszcze mniejsze od stawridek anchovies, suszone kalmary w plasterkach i nitkach, czy kawałki mintaja, albo makreli obrane ze skóry. Dla bardziej wtajemniczonych (z tym że jeszcze tą bardziej wtajemniczoną się nie stałam) pozostają duże, suszone w całości ryby. Na jednym z bazarów widziałam na przykład tak przygotowane całe leszcze. To już przysmak dla prawdziwych koneserów. Zazwyczaj będąc na wyjeździe nie mamy przy sobie narzędzi którymi bylibyśmy w stanie taką rybę rozczłonkować, więc jeszcze nie udało mi się zakupić większej ryby i zadowalam się jej kawałkami.

ukr_lwow_suszona-ryba-na-bazarze_001
A to już ryby zdecydowanie większego kalibru na Bazarze Krakowskim (Krakiwskij Rynok) we Lwowie -wianuszek ryb w promocyjnej ofercie. Jedzenie takich jest dość problematyczne bo są twarde jak kamień.
ind_yogyakarta_stoisko-z-suszonymi-rybami_002.jpg
A to stanowisko suszonorybne w indonezyjskiej Yogyakarcie. Robi wrażenie. Zapachowe. Trochę współczuję tej pani jej biznesu, bo w wysokiej temperaturze zapach rybek dosłownie wwierca się w mózg.
ind_yogyakarta_stoisko-z-suszonymi-rybami_001.jpg
Rybki z Indonezji, strasznie podobne do Stawridki, z dodatkowym bonusem w postaci oczu.

Z suszoną rybą związane jest także jedno z przepięknych wizualnych wspomnień z Odessy, w której byłam na pamiętnym długim weekendzie, kiedy to całe miasto spowite było w gęstych oparach koniecznie wysokoprocentowego alkoholu. Pewnego poranka zobaczyłam tam bowiem prawdziwego ukraińskiego lub co bardziej prawdopodobne rosyjskiego macho, który z powodzeniem mógłby grać w filmach Tarantino, w skórzanej kurtce, wyżelowanymi ciemnymi włosami zaczesanymi do tyłu, grzebieniem wystającym z tylnej kieszeni spodni, butami szpiczastymi jak Elvis Presley i… sporych rozmiarów suszoną rybą pod pachą owiniętą w gazetę, tak by nie zanieczyścić sobie kurtki, ale jej głowa i ogon wystawały na zewnątrz. Korzystając z paru dni wolnego niósł on pewnie zakąskę na jakąś alkoholową imprezę. Zresztą wyglądał jakby właśnie z jakiejś wracał. Na szczęście wybrał się piechotą i można było podziwiać jego piękną stylizację.

W Odessie tak w ogóle, obowiązuje jeszcze innego typu zakąska. W bardzo wielu miejscach w mieście sprzedawano krewetki “na szklanki” jak u nas sprzedaje się jagody. Szukałam więc budek z jedzeniem w których te krewetki można by było zjeść, jak wyobrażałam sobie na przykład smażone lub z jakimś ryżem. Otóż okazuje się że krewetki je się tam zupełnie na surowo jako zakąskę do alkoholu. Oczywiście spróbowałam, tyle że akurat bez alkoholu i były w porządku, tylko nieco przeszkadzały mi pancerzyki. Ich obieranie nie miałoby żadnego sensu bo prawie nic nie zostało by z nich do zjedzenia gdyż były bardzo małe. Jedzenie ich z pancerzykami było średnio przyjemne – chyba że po wypiciu pewnej ilości napojów wysokoprocentowych ten problem jak i wiele innych znika.

ukr_odessa_krewetki_001

W Polsce oczywiście świeżych krewetek na szklanki nie kupimy, ale wybór suszonych ryb w internecie jest całkiem spory. Niestety żeby przygoda z rybą była faktycznie pozytywnym doznaniem, a nie rozczarowaniem, musi ona być stosunkowo świeża, a nie zapakowana kilka lat temu. Ich produkcja jest tradycyjna i nie konserwuje się ich niczym prócz dużych ilości soli, więc po jakimś czasie robi się sucha, łykowata, traci swoją niepowtarzalną konsystencję. Sposób ich przechowywania też jest ważny. Lepiej przechowywać je w chłodzie. Doświadczeni rozpoznają to nawet po kolorze rybek. Zresztą mają one krótki termin przydatności do spożycia, to nie czipsy, które mogą leżeć i pięć lat bo są tak chemiczne, że nawet nie chcą się rozkładać. Coś o tym wiem, bo zawsze będąc na Ukrainie z zachłanności kupuję za dużo suszonych rybich produktów, część z nich zjadam szybko i częstuję nimi gości. Resztę upycham do przepastnej kuchennej szafy wysoko pod samym sufitem i znajduję na przykład za rok przy okazji porządków. Niestety średnio da się to potem jeść. Suszonych ryb jeszcze za pośrednictwem internetu nie kupowałam, nie wiem więc czy zakupione w Polsce będą wiekowe, jak te wyciągnięte z mojej szafy, czy dopiero co zapakowane, dlatego nie polecam żadnego sklepu. Mam na tyle blisko na Ukrainę, że od czasu do czasu wybieram się tam między innymi po suszone rybne delikatesy, a najbardziej marzy mi się by u kobiet “mrówkujących” przez granicę ukraińską wódkę i papierosy dało się kupić także świeże suszone ryby.

suszone-ryby_001
Smacznego
suszone-ryby-i-piwo_001
I na zdrowie.

Małe suszone rybki są bardzo popularną przyprawą w Malezji. Tam również używa się małych anchovies, jak na Ukrainie z tym że do doprawiania nimi zup na bazie rosołu, tuż przed ich podaniem, jako przyprawy. Dzięki temu w zupie pływają więc na przykład maleńkie rybie głowy. Posypuje się nimi też różne smażone dania. W całej Azji zupy soli się często sosem rybnym robionym z małych przefermentowanych w kadzi rybek, co nie jest chyba niczym nowym. Jednak posypywanie suszonymi rybkami albo maleńkimi krewetkami, to zwyczaj typowy dla Azji południowo-wschodniej.  Akurat zostało mi jeszcze odrobinę rybek, bo zakupiłam kilka opakowań za ostatnie malezyjskie drobne, gdyż nie miałam pomysłu jak lepiej je wydać. Jakoś lepiej znoszą przechowywanie. Używam ich zgodnie z przeznaczeniem do zup. No i do piwa.

zupa-z-suszonymi-rybkami_001
Zupa posolona suszonymi rybkami z Malezji.

Podziel się z innymi: