Szybka wizyta w Skopje

Tuż po Tiranie, gdzie było na prawdę przyjaźnie, ciekawie i całkiem ładnie, co totalnie nas zaskoczyło, udaliśmy się do jej zupełnego przeciwieństwa. Miejsca gdzie zmian dokonano w pośpiechu i które zdecydowanie nie wyszły na dobre, a mianowicie do Skopje. Byłam tam strasznie krótko, właściwie przejazdem, ale nie mogłam się powstrzymać. Przez ten pomysł zostało nam bardzo bardzo mało czasu na spanie. Chciałam na własne oczy zobaczyć największą liczbę pomników na kilometr kwadratowy. Nie będzie jakoś szczególnie odkrywczo, bo byłam strasznie krótko, ale zamierzam się poprawić!

Pojedźcie do Skopje, jeśli jeszcze nie byliście, bo coś takiego trudno znaleźć gdzie indziej. To co wydarzyło się z „nowym historycznym centrum” nie tak łatwo opisać słowami. Czy słowo szaleństwo wystarczy, czy może jest jeszcze za słabe do opisania projektu „Skopje 2014”. Wycieczka tam zostawia u większości ludzi ślad w postaci szoku estetycznego, ale o tym wszyscy, którzy choć w minimalnym stopniu interesują się Bałkanami już dawno wiedzą, więc nie napiszę chyba nic nowego. Jedna rzecz nie mieści mi się jednak w głowie a mianowicie, oficjalną przyczyną zrobienia TEGO z centrum miasta była chęć przyciągnięcia doń więcej turystów (i ponoć się udało) tylko za jaką cenę?
Żeby poznać skalę zjawiska polecam gorąco tę stronę, gdzie można bardziej metodycznie za sprawą wykresów i infografik, zdać sobie sprawę czego podjął się rząd Macedonii (teraz już Macedonii Północnej). Czy chęć pośpiesznego stworzenia historii, symboli narodowych i identyfikacji, oraz narodowej symboliki musiała skończyć się prawdziwym obłędem? Czemu ktoś wpadł na pomysł stworzenia tego na raz w jednym miejscu i czasie, jak w grze komputerowej, w której zakłada się swoje miasta albo państwa? W dodatku wydarzyło się to w kraju, gdzie obywatelom delikatnie mówiąc się nie powodzi. Koszty życia są niewiele niższe niż w Polsce, a zarobki mniejsze o jakieś 2/3. Każdy z kim zamieniliśmy choć słowo, albo sam pracował za granicą żeby przeżyć, albo posiadał bliskiego członka rodziny, który go utrzymywał. Stworzenie nowego centrum Skopje w stylu, który w tym mieście nigdy nie występował, (za to możemy go spotkać w bogatych cygańskich rezydencjach) pochłonęło od 500 do ponad 700 milionów euro według różnych źródeł. Projekt nie dość że kosztował absurdalne pieniądze, to jeszcze bardziej poróżnił ten kraj z sąsiadami. To wszystko dzieje się w miejscu gdzie konflikt dosłownie tli się na każdym kroku i każdy sąsiedni kraj ma jakieś zaszłości w stosunku do Macedonii.

W sumie to jestem największą fanką tej fontanny – konie wyglądają jakby właśnie mielono je żywcem, ewentualnie wciągała je jakaś groźna materia i broniły się przed tym.

Kraj w którym brakuje wszystkiego, za ogromną ilość pieniędzy w szalonym pośpiechu, bez większego planu stworzył sobie swoiste potwierdzenie własnej tożsamości. I co z tym teraz zrobić? Jak w ogóle przekuć coś tak okropnego w coś dobrego, kto się tego podejmie i kiedy? Na razie przynajmniej zarzucono kontynuacje projektu – w 2018 roku rząd postanowił wstrzymać dalsze zmiany. Jak jednak uczynić to szczelnie zabetonowane i pokryte oszałamiającą ilością marnie wyglądających pomników miejscem zdatnym do przebywania, bez uczucia narastającego obłędu. Co jeszcze potęguje ten stan, to fakt że w całym tym granitowym getcie nie ma ani jednego drzewa. W upalnej pogodzie te jeszcze dobrze nie oddane do użytku, a już odpadające marmury nagrzewają się do absurdalnych temperatur, a biel razi w oczy. Najciekawsze są jednak takie miejsca, gdzie pomniki wyraźnie pozostają wobec siebie w opozycji. Stada ryczących lwów, kontra wojownicy z dzidami na tle łuków. Trochę czasu, samozaparcia i parę obiektywów i można sfotografować „wojny pomników”. Niestety nie miałam czasu na te zabawy, ale jeśli w przyszłości tu przyjadę to je zrobię. Nawarstwienie tych wszystkich cudów i ich wzajemne relacje w przestrzeni miejskiej dosłownie miażdżą odbiorcę.

Ten pomnik to oficjalnie „Wojownik na koniu” a nieoficjalnie Aleksander Macedoński. Z drugiej strony to jakaś paranoja, żeby pomniki danemu bohaterowi można było stawiać tylko w jednym kraju a w drugim już nie…
Tutaj widać wyraźnie zarysowane granice projektu historyczno-artystycznego. Pobocza jak na razie dzielnie wymykają się spod kontroli.
Chwasty kiedyś zwyciężą nad każdą historią, niezależnie od wersji.
Ostatnia ostoja zieleni miejskiej w nowym centrum miasta.

Widzę z pewnością jedno całkiem zgrabne i pożyteczne przeznaczenie centrum Skopje. Tyle się mówi o wypaleniu w kręgach różnej maści aktywistów, którzy marnie (lub wcale) opłacani harują ponad siły często w ciężkich i wyniszczających emocjonalnie tematach. Dodatkowo często ich działania nie przynoszą widocznych efektów. Skopje to moim zdaniem idealne miejsce do odwiedzenia dla aktywistów miejskich. Po wizycie w tym mieście z pewnością odkryją, że codzienne problemy z którymi się zmagają to jeszcze nic, w porównaniu ze stolicą Macedonii Północnej. Nie chodzi mi tu oczywiście o zniechęcenie kogokolwiek do działania, tylko o pewne przedefiniowanie i zmianę skali.

Jest jeszcze jeden plus całego tego projektu z pomnikami. Jaki? No taki, że wszystkie te cuda upchano praktycznie w jednym miejscu. No bo co by było, gdyby tak w każdej dzielnicy upchnęli powiedzmy po kilkanaście takich cudownych pomników. Wtedy zniszczono by całe miasto, a tak to zrobiono z centrum miasta coś w rodzaju kiczowatego parku historycznego, ale przynajmniej wszystkie te cuda są skoncentrowane w jednym miejscu i chwała im za to.

Stara Carsija

Żeby jednak nie było, że spamuję tylko i wyłącznie strasznym Skopje, to jest tam też bardzo ciekawe i duże stare miasto zwane Stara Carsija – czyli stary bazar i przynajmniej zamieszkać udało się w bardziej normalnym miejscu – bo na jego obrzeżu. Tuż po przyjeździe mimo późnej pory postanawiamy wyjść i się nieco poszwędać w poszukiwaniu jakiegoś fajnego posiłku bez mięsa, co może być średnio wykonalne po 22:00 gdzie czynne są tylko bałkańskie fast foody. Okazuje się jednak że da się coś w tej sprawie zrobić, a okolica obfituje w mnóstwo pijalni tureckiej (bałkańskiej) kawy z tygielka i herbaty. Znajdujemy też na starym mieście browar kraftowy z koncertem na żywo (niestety w języku nielokalnym tylko angielskim) i mnóstwo innych ciekawych sklepów i lokali z jedzeniem. Stare miasto jest na tyle sporych rozmiarów że nawet od biedy da się w nim zgubić. Trudno uwierzyć że mając tak pokaźne i fajny kawał starego miasta, to zamiast go chronić i eksponować tuż obok stawia się „historyczne” maszkarony. Z drugiej strony gdyby z podobną umiejętnością wzięto się za „renowację” Carsiji, mogłoby niewiele z niej pozostać. Może więc i dobrze, że władza miała ambicje wykraczające znacznie dalej.

Niestety nie mieliśmy kompletnie czasu by pooglądać świetnie zachowane karawanseraje i inne dość unikatowe jak na Europę atrakcje, które przetrwały w niezmienionym stanie z czasów osmańskich. No ale to był jedynie szybki wyjazd rozpoznawczy, który miał miejsce wyłącznie dzięki temu, że odległości w Macedonii są na tyle niewielkie, że nie traci się dużo czasu na przemieszczanie.

Meczet Mustafy Paszy w Skopje.
Twierdza Kale
Szkoda że nie byłam w Skopje wcześniej zanim zaczęło się pomnikowe szaleństwo, bo otoczenie wygląda na przemieszanie socjalistycznych bloków z zaściankowym spokojem.

Pewnie nie ma innego wyjścia jak przyjechać do Skopje gdzieś po drodze i poszukać bardziej normalnego obrazu miasta z dala od przytłaczających megalomańskich wizji. To miasto w którym pojęcie paradoks, oraz kontrasty nabiera zdecydowanie nowego znaczenia.  Jednocześnie to tutaj najlepiej w Europie zachowały się różne budowle tureckie i wiele rodzajów tradycyjnego rzemiosła. Żeby dotrzeć do prawdziwszego miasta, trzeba najpierw pokonać te rozliczne warstwy marmuru granitu oraz tandetnych złoceń. Na razie byłam tu tylko na szybkiej wycieczce rozpoznawczej po drodze, ale pewnie jeszcze coś fajnego wyniknie z kolejnego przyjazdu tutaj. 

Podziel się z innymi: