Mówiąc turecka herbata możemy mieć na myśli zarówno herbatę parzoną na sposób turecki, jak i herbatę która pochodzi z tego kraju. Pewnie mało kto wie, że w Turcji rośnie herbata. Herbatę z Rize położonego nad Morzem Czarnym blisko granicy z Gruzją bez problemu kupimy także w Polsce. Oczywiście jej uprawa nie wystarczyłaby na pokrycie herbacianego zapotrzebowania tureckiego narodu, który sprowadza ją na przykład z Iranu czy Sri Lanki, bo przeciętny obywatel ponoć zużywa jej średnio 2,5 kg. Od czasu reform Ataturka, kiedy to herbata wyparła kawę, jest napojem zdecydowanie najpopularniejszym i najważniejszym: wypełnia czas, dostarcza przyjemności, pomaga zawierać, wzmacniać, podtrzymywać kontakty społeczne i przypieczętowywać rozmaitego rodzaju transakcje i uroczystości. Jej popularność widać w sklepach i na bazarach: sprzedaje się ją w ogromnych worach na kilogramy, a spośród pakowanych, najmniejsza jest chyba półkilogramowa. Kręcąc się nieśpiesznie po mniej turystycznych miejscach Turcji otrzymamy średnio kilkanaście zaproszeń na herbatę dziennie, nawet jeśli nasz rozmówca albo nowy znajomy nie zna słowa po angielsku i zbyt wiele z nami nie porozmawia, zaproszenie na cay i charakterystyczne siorbanie, będzie pierwszym gestem który nam pokaże. Oczywiście takiej herbaty nie da się wypić w pięć minut i pójść dalej po pierwsze dlatego, że nie wypada i trzeba się nią rozkoszować powoli, po drugie jest strasznie gorąca a w upale powoli stygnie. Herbata jest pretekstem do spotkania a to nie powinno być za krótkie, dlatego chcąc przyjmować każde zaproszenie na herbatę trzeba by było chyba tylko tym się zajmować bo na cokolwiek innego brakło by nam już czasu.
Właściciel małego hotelu w którym nocujemy za każdym razem kiedy wchodzimy lub wychodzimy z niego zaproponuje nam herbatę (najgorzej jak wchodzimy i wychodzimy kilkanaście razy dziennie), w sklepie gdzie kupujemy na przykład kolejne dywaniki modlitewne lub inne tureckie dewocjonalia musimy wypić co najmniej jedną i to koniecznie na siedząco bo na stojąco nie wypada, jeśli chodzimy po jakimś normalnym bazarze dla lokalnych mieszkańców a nie dla turystów każdy nudzący się sprzedawca obowiązkowo będzie starał umilić sobie czas i nas na nią zaprosi, gdy czekamy na autobus lub inny środek transportu z pewnością ktoś będzie chciał nas w międzyczasie nią ugościć u siebie w pracy, domu lub sklepie, jeśli będziemy przechodzić akurat koło piknikującej rodziny zawsze znajdzie się dla nas zaproszenie i pusta szklaneczka. Herbata czai się wszędzie. Oczywiście w każdym normalnym miejscu, każdy kto będzie tą herbatą częstował robi to bezinteresownie i nigdy nie zażąda od nas za to pieniędzy, a nasza propozycja zapłacenia za herbatę byłaby obrazą. Jeszcze jedno. Jeśli ktoś częstuje nas “herbatą jabłkową” czyli granulkami o smaku jabłkowym rozpuszczanymi w gorącej wodzie, to jest to osoba najczęściej pracująca w przemyśle turystycznym, a miejsce do którego trafiliśmy jest miejscem często nawiedzanym przez turystów. Tak się zawsze składało, że jeśli tylko napiliśmy się z kimś jabłkowej herbaty, ten ktoś zaraz zaczynał chcieć nam coś sprzedać. Teraz już wiemy co jabłkowa herbata oznacza. Europejskim podniebieniom zawarta w herbacie goryczka może przeszkadzać dlatego “sprzedawca czegoś” zamawia dla turysty “apple tea” a sobie zamawia herbatę czarną. Nie widziałam nigdy by jakikolwiek Turek pił kiedykolwiek ten paskudny produkt instant z własnej i nieprzymuszonej woli.
W każdym mieście na pewien obszar przypada jedna lub kilka herbaciarni w której sprzedawcy i właściciele rozmaitych biznesów co chwila zamawiają herbatę, rozliczając się za nią na przykład raz w tygodniu (śmiejemy się że mają wykupiony abonament). Jest ich z pewnością więcej niż meczetów. Często można spotkać młodych chłopaków śmigających z tacami pełnymi tulipanowych szklaneczek, lawirujących i wymachujących nimi w tłumie całkowicie wbrew prawom grawitacji. Szklaneczki jakimś cudem nigdy nie spadają. Do tradycyjnych herbaciarni wstęp mają tylko mężczyźni, którzy często grają w nich w tavlę. Króluje w nich minimalizm (lub po prostu jest biednie) a estetyka jest “typowo męska” wystarczy kilka wiekowych plecionych lub plastikowych miniaturowych krzesełek parę obowiązkowo koślawych stołów oraz samowar w honorowym miejscu i już mamy herbaciarnię. Czas spędzają w nich starsi mężczyźni na emeryturze. Oczywiście wizyta zagranicznej kobiety w herbaciarni, zwłaszcza jeśli będzie siedzieć na zewnątrz a nie w środku i będzie miała osobę towarzyszącą płci męskiej, w bardziej turystycznym mieście raczej nie wywoła niczyich negatywnych emocji.
Żeby zaopatrzyć się w zestaw do parzenia tureckiej herbaty musimy po pierwsze mieć samą herbatę. Drobnoliściastą, czarną, która po zalaniu wodą “w stylu polskim” da słaby i niezbyt dobry napar. Całe bogactwo smaku pojawia się dopiero po wygotowaniu. Stwierdzam po przetestowaniu kilku rodzajów herbat w tym również z Rize, że najbardziej odpowiada mi herbata firmy Akbar, jest jej zresztą kilka rodzajów lepsze i gorsze. Chyba trafiają się też jej podróbki, bo wielokilogramowe wory z herbatą są opatrzone nawet hologramem Akbara.
Kolejnym zakupem jest demli – czajnik, a raczej dwa czajniki jeden umieszczony nad drugim. W jednym gotuje się wrzątek, a na parze w drugim górnym czajniku gotują się herbaciane fusy. Esencja która powstaje w wyniku tego zabiegu jest mocna i gorzka. Dlatego w szklaneczce dolewa się do niej wody i dodaje dużo białego cukru. Gotowanie fusów powinno trwać od 10 do 20 minut (ja gotuję chyba jakoś między 10 a 20 bo nigdy nie mogę się doczekać aż herbata będzie gotowa). Na razie mam dość podły czajnik z aluminium, zakupiony podczas pierwszej podróży do Turcji (bo po co kupować drogi i porządny, jeśli nie będziemy często go używać). Okazał się być używany na tyle często, że powoli się rozlatuje. Za każdym razem kupuję w Turcji tyle różnych rzeczy, że czajnika w żaden sposób nie da się już upchnąć więc w tej sprawie zostanie mi chyba internet.
No i na koniec szklaneczki w kształcie tulipanów. Tutaj mamy na prawdę duże pole do popisu. Ilość ich rodzajów, wzorów podstawek i sposobów łączenia ze sobą szklaneczek i podstawek jest setki jeśli nie tysiące. Są sklepy sprzedające wyłącznie herbaciane akcesoria, a panie sprzedawczynie pomagają dopasować najlepsze szklanki do podstawek i odwrotnie, zgodnie z najnowszymi obowiązującymi trendami. Jest w tej modzie wyraźna regionalizacja i w danym regionie Turcji modelowy zestaw szklaneczka plus podstawka wygląda inaczej. Ja mam strasznie obciachowe podstawki w dodatku zrobione plastiku, więc zdecydowanie nie mam się czym w tej materii chwalić. Tego typu podstawki były modne w 2007 roku i teraz są zdecydowanie nie na czasie. Miniaturowe łyżeczki też musimy do zestawu kupić bo nasze polskie łyżeczki do herbaty będą o wiele za duże i będą wyglądać pokracznie. Jest też zdecydowana różnica pomiędzy modelami “dla turystów” a standardowymi modelami będącymi na wyposażeniu gospodarstwa domowego. Taki na przykład zestaw dwie szklaneczki z podstawkami plus herbata jabłkowa, możemy kupić tylko w sklepie z pamiątkami, bo nigdy nie występuje w naturze.