Dolina Izy 2014

To kawałek Maramureszu piękny jak z obrazka i tak ekstremalnie sielski, że aż trudno uwierzyć że istnieje na prawdę. Jest uważany za kwintesencję rumuńskości, mimo że zawsze znajdował się na obrzeżach kraju na głębokiej prowincji, na której nikomu specjalnie nie zależało. Dzięki temu udało mu się w dużym stopniu uniknąć destrukcji jaka spotkała Rumunię za czasów komunizmu. Większość gospodarstw uniknęła kolektywizacji. Wcześniej tereny te znajdowały się w rękach Austriaków, po których zostało zamiłowanie tutejszych ludzi do ładu i porządku, dlatego wsie wyglądają przepięknie. Ludzie nadal żyją tu po swojemu i nie przejmują się że reszta Europy dawno już porzuciła ich model życia. Nie wiem czy powtarzane wszędzie określenie „żywy skansen” którym opisuje się ten region jest trafne, bo skansen jest próbą zakonserwowania a czasem nawet odtworzenia wybranych aspektów kultury ludowej, które nie mają racji bytu w naszych czasach. W Maramureszu mają się one świetnie i nie wymagają zamykania w żadnym skansenie. Tradycje są żywe a nie odtwarzane na pokaz. Mieszkańcy z dumą kultywują swoje zwyczaje i nie jest to, jak gdzie indziej, domeną wyłącznie ludzi w mocno podeszłym wieku. Przy okazji niedzieli, święta, ślubu czy jakiejkolwiek innej uroczystości, młodzi wręcz obnoszą się ze swoim folklorem, paradują w strojach ludowych i nie widzą w tym niczego niemodnego. Niemal licytują się kto jest bardziej „ludowy” – najmniej chyba pokolenie, którego większość życia przypadło na czasy rządów komunistów. Młodzi bardzo silnie akcentują swoją przynależność i fakt bycia „stąd”.

Mieszkańcy Maramureszu nie pragną za wszelką cenę nadążać za szeroko pojętą nowoczesnością, wpuszczają ją do swojego świata w pewnych ilościach, ale niespecjalnie się nią zachłystują.  Nie są nawet szczególnie zależni od pieniędzy, bo większość potrzebnych do życia rzeczy zapewniają sobie pracą własnych rąk. Dzięki temu są ciągle w ruchu. Hodują mnóstwo zwierząt, uprawiają ziemię. Mają własne mięso, nabiał, warzywa, owoce, zboże, miód, alkohol. Gdyby nastąpił jakiś ostateczny krach cywilizacji niewiele by go odczuli, gdyż są praktycznie samowystarczalni. Może obeszłoby ich to, że nie mogą wieczorem oglądać telewizji albo nie da się korzystać z komórek, poza tym nawet brak dostaw benzyny niespecjalnie by ich zmartwił i bez niej z pewnością daliby radę funkcjonować, bo wóz z końmi to tutaj podstawowy środek lokalnego transportu. Do sklepu po papierosy jedzie się albo niemieckim gruchotem albo konno. Dzieje się tak nie z powodu biedy, bo do miasta przeciętny obywatel wybiera się samochodem, tylko dlatego że wszyscy dookoła mają konie i są one powodem do dumy. Może nieco inaczej wygląda to u Cyganów zamieszkujących domki pokryte folią – tam spotkamy autentyczną nędzę i ich sposób życia nie jest modelem z wyboru. Nawet jeśli młodociani mieszkańcy tego regionu na co dzień rozbijają się samochodami sprowadzonymi z Niemiec, w święto do kościoła pojadą wozem zaprzężonym w konie i oczywiście w ludowym stroju. Zwierzęta używane są także powszechnie do uprawy roli, resztę prac wykonuje się ręcznie. Na polach siano suszy się w kopkach. Ludzie grabią je używając drewnianych narzędzi. Czasem nawet można znaleźć kogoś ubranego do takiej pracy w białą haftowaną, ludową, koszulę.  Wszędzie pełno jest zwierząt, bo każdy człowiek coś hoduje. Dzięki temu marmaroska wieś także dźwiękowo przypomina zupełną sielankę, co chwilę coś ryczy, gdacze, kwacze, kwiczy i rży. U nas w większości gospodarstw po wykoszonym na zero trawniku zazwyczaj przechadza się pies jakiejś zupełnie bezsensownej rasy, poza nim nic już nie generuje dźwięków z wyjątkiem przejeżdżających pojazdów.

rum_breb_001.jpg
Tak wygląda wieś Breb widziana z góry.
rum_breb_laka_001.jpg
Łąka w okolicach Brebu, siano suszy się w kopkach.
rum_breb_laka_002.jpg
rum_breb_rolnicy_002

W Rumunii miasta zasiedlane były przez ludność napływową – na przykład Sasów, a wieś zawsze zamieszkiwali rdzenni mieszkańcy. Dlatego kultura tego kraju jest bardzo mocno związana z wsią, bo nadal większość jego mieszkańców pochodzi ze wsi, a Maramuresz jest tej wiejskości kwintesencją. Region jest ze wszystkich stron odizolowany od reszty kraju zalesionymi łańcuchami górskimi. Jak je przekroczymy, przenosimy się z tandetnej Rumunii pełnej stunningowanych samochodów i jaskrawych reklam oraz dość obrzydliwych betonowych budowli wybudowanych za czasów szalonego przywódcy do zupełnie innego świata, gdzie dominuje kultura drewna. Robi się z niego domy, bramy, kościoły oraz przedmioty codziennego użytku. Niektóre budynki to arcydzieła sztuki ciesielskiej, gdzie deski łączy się bez użycia gwoździ. Oczy mogą chwilowo odpocząć od szalonej rumuńskiej fantazji kolorystycznej. Uwagę zwracają zwłaszcza oryginalnie rzeźbione drewniane bramy wiejskich domostw. Nie są one jakimś przeżytkiem sprzed kilkudziesięciu lat. Robi się je do dzisiaj i jest na nie stałe zapotrzebowanie. Każde szanujące się nowe domostwo taką bramę sobie funduje. Ozdabiają je bardzo już dzisiaj nietypowe ornamenty, któych większość pochodzi z czasów przedchrześcijańskich. Takie same symbole znajdziemy też na drewnianych kościołach. Bardzo często są to motywy solarne, krzyże wpisane w koło będące symbolem środka świata, motyw drzewa życia, oraz bardzo często pojawiający się symbol skręconej liny często opasującej lub też spinającej cały budynek. Jest ona symbolem życia i jego ciągłości, nie przerwanej śmiercią.

rum_budesti_brama_003.jpg
Brama w Budeşti.
rum_budesti_brama_002.jpg
Detal jednej z bram w Budeşti.
rum_budesti_brama_004.jpg
Budeşti – brama ze szczyptą nowoczesności.
rum_budesti_brama_001.jpg
Detal jednej z najbardziej ozdobnych bram w Budesti zrobionej w 1985 roku.
rum_budesti_bazylika-drewniana_001.jpg
Podobne symbole znajdziemy na drzwiach drewnianych bazylik – na zdjęciu bazylika Św. Mikołaja w Budeşti Josani.

Ukoronowaniem pracy lokalnych mistrzów obróbki drewna są jednak drewniane cerkwie. Niektóre z nich (z Bârsany, Budeşti, Deseşti, Ieud, Plopiş, Poienile Izei, Rogoz, Şurdeşti) wpisano na listę UNESCO, ale jest ich znacznie więcej. Są one próbą dostosowania sztuki gotyku do tutejszych warunków, przerobienia jej na lokalną miarę z dostępnych pod ręką materiałów. Z połączenia różnych pogranicznych wpływów artystycznych i religijnych powstał styl marmaroski. Jako że tego typu budowle są stosunkowo nietrwałe, większość cerkwi zachowanych do naszych czasów pochodzi z XVIII wieku i powstała w miejscu podobnych wcześniejszych budowli. Robiono je z drewna bukowego, dębowego i sosnowego, w konstrukcji zrębowej. Łączenia najdłuższych desek zwane zamkami dekoracyjnie wykańczano. Dzięki temu świątynie są bardzo „ludzkich” rozmiarów. Wchodząc do nich z pewnością nie poczujemy się przytłoczeni. Nieco inaczej rzecz się ma ze wznoszonymi obecnie w podobnym stylu drewnianymi kościołami, które licytują się między sobą o posiadanie najwyższej drewnianej wieży. Tego typu ogromne kompleksy z drewna budowane są między innymi we wsiach Sapanta i Bârsana. Olbrzymich rozmiarów drewnianą świątynię jako kwintesencję rumuńskiego stylu o mały włos nie wybudowano w samym sercu Bukaresztu. Świątynie z drewna uważane są przez społeczeństwo za prawdziwie rumuńskie, stawia się je w sąsiedztwie betonowych budowli na przedmieściach „Wznosząc dziś dla siebie drewniane cerkwie marmaroskie mieszkańcy przedmieść manifestują swą tęsknotę do ładu i świata o czytelnej hierarchii wartości” pisze Łukasz Galusek w książce Wydawnictwa Bosz „Rumunia przestrzeń, sztuka, kultura”. Współczesne drewniane cerkwie mają mocno zaburzone proporcje i wyglądają jak na mój gust odrobinę kiczowato i upiornie. Te z dawnych czasów mają niesamowity klimat, siłę i prostotę. Zazwyczaj otoczone są cmentarzem (na którym już nie grzebie się nikogo) pełnym drzew owocowych, kapliczek i krzyży. Są to miejsca bardzo spokojne. Niestety świątynie nie są na co dzień używane i zazwyczaj odbywa się w nich już bardzo niewiele wydarzeń, bo mieszkańcy wsi wybudowali sobie nowe większe i lepsze często nawet z betonu. Dawna cerkiew razem ze cmentarzem znajdują się zazwyczaj w centrum wsi, ale teraz nikt już tam na co dzień nie chodzi, i miejsca te stały się „zabytkami” dlatego nie tak łatwo jest zobaczyć wszystkie od wewnątrz. Trzeba być przygotowanym na to, że wszędzie obok cerkwi wisi tabliczka z numerem telefonu, albo adresem pod który należy się udać po klucze. Dlatego też udało mi się obejrzeć od wewnątrz tylko niektóre świątynie, kiedy mieliśmy wystarczająco dużo czasu by zaczekać na jej otwarcie. Niestety nie udało mi się wejść do cerkwi w Ieud, która robi ponoć największe wrażenie. W jednej odwiedzonej przeze mnie świątyni (w Şurdeşti) nie można było robić wewnątrz zdjęć. Trochę szkoda że świątynie nie są cały czas otwarte i są wykorzystywane tylko czasami, ale rozumiem że na razie pewnie lokalne władze nie mają wystarczającej ilości funduszy by zapewnić świątyniom należytą konserwację i pełną dostępność. Mam wrażenie że przez miejscowych są one odrobinę zapomniane.

rum_ieud_bazylika-drewniana_001.jpg
Cerkiew pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia Marii Dziewicy w Ieud. Wybudowano ją w 1717 roku zastąpiła istniejącą od XIV wieku świątynię zniszczoną przez Tatarów.
rum_budesti_bazylika-drewniana_006.jpg
Wnętrze cerkwi pw. Świętego Mikołaja w Budeşti Josani. Malowidła wykonywano temperą na przyklejonym do ściany płótnie lub bezpośrednio na zagruntowanych deskach.
rum_budesti_bazylika-drewniana_005.jpg
Cerkiew znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO.
rum_budesti_bazylika-drewniana_008.jpg
Prezentowane jest w niej także słynne lokalne malarstwo na szkle.
rum_budesti_bazylika-drewniana_003.jpg
Przedstawiane sceny są mocne, dosłowne, okrutne. Mają zdecydowanie aspekt moralizatorski.
rum_budesti_bazylika-drewniana_004.jpg
Niestety niektóre malowidła są mocno zniszczone, te z Budeşti i tak są w świetnym stanie w porównaniu z inymi.
rum_budesti_bazylika-drewniana_002.jpg
Ikony przyozdobione są ręcznie wyszywanymi tkaninami.

Na zewnątrz cerkwie przeważnie otoczone są starym cmentarzem pełnym starych czasem rozpadających się nagrobków i przepięknych krzyży i kapliczek w stylu ludowym. Na nich także dość często umieszczone są symbole solarne, gołębie i inne dodatki.

rum_budesti_krzyz_002.jpg
Kapliczka w Budești.
rum_budesti_cmentarz_001.jpg
Cmentarz w Budești.
rum_desesti_krzyz_001.jpg
rum_budesti_krzyz_001.jpg
rum_desesti_bazylika-drewniana_005.jpg
A to już wnętrze bazyliki pw. Świętej Paraskewy w Desești. Scena przestawiająca piekło do którego idą między innymi Turcy, Żydzi i Francuzi. Rumuni idą do nieba.
Dwie najważniejsze ikony w cerkwi w Desești.
rum_desesti_bazylika-drewniana_002.jpg
Cerkiew w Desești.
rum_desesti_bazylika-drewniana_004.jpg
rum_desesti_bazylika-drewniana_001.jpg
rum_desesti_bazylika-drewniana_006.jpg

Przez pomyłkę, zwiedzeni przez znaki drogowe trafiamy także do całkowicie współczesnego żeńskiego monastyru w miejscowości Bârsana. Jego architektura ma nawiązywać do tradycyjnego drewnianego budownictwa Maramureszu. We wsi znajduje się także zabytkowa cerkiew, ale znaki prowadzą nas do współczesnego religijnego kombinatu. Monastyr jest wprawdzie pięknie zadbany i tonie w kwiatach ale jego wygląd jest dość niepokojący. Sielski charakter drewnianych świątyń został tutaj nieco zatracony a szpiczaste nienaturalnie wysokie wieże przywodzą na myśl legendy o wampirach. Jednakowoż warto tam zaglądnąć żeby zobaczyć jak próbuje się współcześnie wykorzystywać dziedzictwo tego regionu. Znajduje się tu także sporych rozmiarów sklep z lokalnym rękodziełem, niestety w dość zawyżonych cenach. Można obejrzeć całą galerię wspaniałego malarstwa na szkle, które tworzą lokalni artyści.

rum_barsana_klasztor_003.jpg
Współczesny monastyr i cerkiew w Bârsanie.
rum_barsana_klasztor_001.jpg
rum_barsana_klasztor_004.jpg
rum_barsana_klasztor_002.jpg

W dolinie Izy najlepiej zamieszkać na kwaterze u jakichś gospodarzy, korzystając od czasu do czasu z wytwarzanego przez nich na miejscu jedzenia, można też zaopatrzyć się w wyśmienitą palinkę, której w każdym domu produkuje się niemal hektolitry. Mieszkaliśmy w ogromnym wieloosobowym gospodarstwie na które składało się kilka domów rodziców i dzieci, których część był także pensjonatem dla gości otoczonych jednym płotem. Trudno było zorientować się kto jest kim bo osób zamieszkujących je było bardzo wiele i rodzina wyglądała jak jakiś klanowy monolit. Nie wiem czy tutaj wszyscy tak żyją, ale domy buduje się duże by zmieściło się w nich wiele pokoleń. Takie wieloosobowe gospodarstwo jest niemal całkowicie samowystarczalne, jedynymi łączącymi ją ze światem sprawami są prąd, benzyna, telefon, telewizja i czasami jakieś ubrania. Cała reszta powstaje w wyniku ich własnej pracy. Niesamowitym doświadczeniem jest oglądanie w jaki sposób to wszystko działa i jak codziennie na bieżąco mieszkańcy domostwa wypełniają swoje obowiązki jak trybiki w maszynie. Tak kiedyś funkcjonowało się wszędzie żeby łatwiej było przetrwać, teraz wystarczy pójść do supermarketu i zaraz potem na spokojnie zająć się leniwym konsumowaniem zakupionych dóbr i tylko mieszkańcy Maramureszu sprawiają że porządek świata jeszcze gdzieniegdzie jest na swoim miejscu i żeby go zobaczyć nie trzeba nawet jechać do Azji. Niemniej jednak tego świata została już tylko dość niewielka enklawa i mimo ogromnej dumy mieszkańców z tego kim obecnie są, przypuszczam że z powodu europeizacji oraz chęci coraz wygodniejszego życia może okazać się że za jakieś dwadzieścia lub trzydzieści lat zrobi się tutaj tak jak w reszcie kontynentu, bo mimo ogromnego bogactwa folkloru niektóre zwyczaje tak jak wszędzie zaczynają zanikać.

Podziel się z innymi: