Na New Territories pojechaliśmy żeby odwiedzić buddyjską świątynię Dziesięciu Tysięcy Buddów. Wpierw jednak napatoczyliśmy się na cmentarz, którego koncepcja i wygląd mnie naprawdę zachwyciły. Bardzo chciałabym po śmierci znaleźć się na takim fajnym cmentarzu i zajmować swoimi szczątkami doczesnymi tak niewiele miejsca, bo tak naprawdę po co nam gigantycznej wielkości w dodatku kompletnie bez gustu marmurowe nagrobki i dębowe trumny, które zamiast jak najszybciej połączyć nas z przyrodą robią dokładnie odwrotnie? W Hongkongu ze względu na kompaktową przestrzeń i dużo ludzi nie można by było sobie pozwolić na tak bezsensowne szastanie miejscem jak ma to miejsce u nas. To musi być strasznie fajne uczucie, przebywać na takim zadaszonym, czystym wręcz sterylnym cmentarzu na którym palą się ofiarne kadzidła i stoją owoce, a po człowieku zostaje jedynie pamiątkowa tabliczka i urna z prochami.




Świątynia Dziesięciu Tysięcy Buddów mieści na swoim terenie mnóstwo posągów postaci historycznych i tych legendarnych, które osiągnęły oświecenie, w tej chwili jest ich ponoć około 12000. Wśród buddów zdecydowanie przeważają mężczyźni jest jednak stosunkowo niewielka część świątyni poświęcona inkarnacjom kobiecym. Jak widać kobiety także w tej jak i każdej innej religii mają o wiele mniejsze szanse na zrobienie kariery i trafienie do panteonu oświeconych (albo chociaż błogosławionych lub świętych). Do świątyni zmierza się pnącą się w górę ścieżką wzdłuż której znajdują się sylwetki oświeconych, każda jest inna i ma swój charakter. Znajdziemy tutaj wszystkie najsłynniejsze przedstawienia i wizerunki buddów ze wszystkich krajów w których buddyzm panował.







