Hongkong dla mnie jest idealnie w sam raz. To miejsce do którego z pewnością wrócę i śmiało mogę go polecić każdemu. Bardzo chciałabym pomieszkać w nim przez dłuższy czas i mam nadzieję, że kiedyś mi się uda. Jest małym krajem (dla niektórych jakiś czas temu przestał być krajem w ogóle, ale granice póki co istnieją a odrębność od Chin mocno widać) dzięki czemu stosunkowo łatwo radzi sobie z rozmaitymi problemami, z drugiej strony nie jest tak mały by na przykład w całości dało się go przejść w jeden dzień i więc nabawimy się w nim klaustrofobii. Spokojnie byłoby tu co robić przez miesiąc. Większości ludzi kojarzy się tylko z biznesową wyspą pełną białych kołnierzyków, taka jest jednak tylko niewielka część Hongkongu. Na każdym kroku widać że Hong Kong był oczkiem w głowie Anglików. Wszystko w nim jest starannie przemyślane i zrobione tak by jak najefektywniej wykorzystać jego specyfikę geograficzną i położenie. Z połączenia przeciwieństw zupełnie innego podejścia do świata Anglików i Chińczyków wyszła naprawdę świetna wypadkowa, która sprawia że to miejsce wygląda na dość przyjemne do życia (nie wgłębiając się tutaj w realia polityczne, pracowe i płacowe). Jest nowocześnie, ale bez przesady. Jest raczej wygodnie przynajmniej jeśli chodzi o podstawowe miejskie zagadnienia takie jak świetnie zorganizowany transport czy czysta woda, niestety ponoć nie da się tego powiedzieć o zbyt małej powierzchni większości mieszkań. Jest czysto i bezpiecznie ale ta czystość i bezpieczeństwo nie ocierają się niebezpiecznie o paranoję jak w Singapurze. Dzięki temu Hongkong jest nowoczesny ale przy tym, jak na mój gust, ludzki. Co ważne, nie będziemy mieć tutaj odczucia znajdowania się w centrum masowej turystyki jak ma to miejsce na przykład w Bangkoku, gdzie na każdym kroku ktoś ma do nas jakiś “interes” i albo chce nam sprzedać coś wysoce nielegalnego, albo oszukać. Tutaj nikomu nie wpada do głowy by w tak nieuczciwy sposób zarabiać i uprzykrzać życie przyjezdnym. Może zrobiły to lata angielskiego panowania, może skuteczne prawo, albo po prostu jego egzekwowanie, ale można się tam czuć w stu procentach bezpiecznie.
Kowloon, dzielnica sklepów z tanią elektroniką, nocnych bazarów z zazwyczaj podrabianą markową odzieżą, mnóstwem tanich jadłodajni w których można rewelacyjnie i bezpiecznie zjeść, oraz budżetowymi hotelikami o rekordowo małej powierzchni pokoju, na przykład w Chunking Mansions, w których zresztą kręcono jeden z moich absolutnie ulubionych filmów “Łowcę Androidów” przyciąga tłumy. Kompletnie nie pasuje do drogiej, perfekcyjnej i zadbanej wyspy Hong Kong. Atmosfera jest mocno chińska. Pełno tu także małych zagraconych sklepików, sprzedających na przykład różne dziwne substancje takie jak składniki leków tradycyjnej chińskiej medycyny, tradycyjne produkty spożywcze i mnóstwo innych rzeczy wszelakiego możliwego przeznaczenia. Sprzedają w nich zazwyczaj ludzie w mocno zaawansowanym wieku, ze swoimi miejscami pracy niemal zrośnięci, bo pewnie pracują w nich kilkadziesiąt lat, zazwyczaj sprawnie mówią po angielsku i dobrze pamiętają czasy kiedy Hongkong należał do Wielkiej Brytanii. W każdym takim przedsiębiorstwie obowiązkowo znajduje się ołtarzyk z fotografiami zmarłych członków rodziny, przy którym kilka razy dziennie pali się kadzidła, w tle hałasuje wentylator i miga mały telewizor a do ścian poprzyklejane są plakaty z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Moje serce na widok tego wszystkiego dosłownie topnieje jak wosk. Ta część miasta wygląda jak żywa sceneria filmów Wong Kar Waia. Wszystko jest tu lekko zmurszałe i przyszarzałe. Przetrwało niejedną gigantyczną ulewę czy tajfun i przetrwa jeszcze wiele więcej.
Tymczasem na zewnątrz przez prawie całą dobę nieprzerwanie przechodzą tłumy ludzi spragnionych zakupów i niedrogiego a przy tym znakomitego ulicznego jedzenia. Woda z klimatyzatorów kapie im na głowy. Jest ich tak dużo, że idąc wśród nich można tylko poruszać się ze jednostajną średnią prędkością i podążać za tłumem, ciężko się także nagle zatrzymać bo ludzka fala pcha nas do przodu i trzeba najpierw zejść nieco na bok. Gdzie indziej, w takim tłumie z pewnością działy by się różne niebezpieczne rzeczy, ktoś kogoś mógłby próbować okraść, napastować seksualnie, czy stratować w przypływie nagłej paniki. Tutaj jednak nie dzieje się nic takiego jest całkowicie bezpiecznie, tłum porusza się z bezbłędną precyzją a cały ten miejski organizm działa sprawnie i wydolnie. Co kilka minut podjeżdżają piętrowe klimatyzowane autobusy które wypluwają nowych amatorów nocnego życia i zakupów jednocześnie zabierając tych już nasyconych do daleko położonych wielopiętrowych blokowisk. Wszyscy grzecznie stoją i czekają na swoją kolej, nikt się nie pcha. Również metro działa idealnie. Z jego gardzieli wylewa się ludzka rzeka. Podziemne tunele, którymi zresztą da się przejść na prawdę spore odcinki są klimatyzowane, idealnie czyste, “upstrzone” licznymi tabliczkami z zakazami, na przykład śmiecenia i plucia. Skonstruowane tak, by obywatele jak najsprawniej mogli poruszać się w obydwu kierunkach (ruch jest lewostronny). Całość przypomina sprawnie działające mrowisko.







