Do Egeru jedziemy na czerwcowy długi weekend. Planujemy także pojeździć po okolicy, odwiedzić góry Bukk i węgierskie Pammukale – Egerszalok. Pierwszego dnia gdy przybywamy do Egeru niebo zasnuwa się chmurami. Robię jeszcze kilka słonecznych zdjęć i zaczyna padać deszcz. Przez pięć dni leje w zasadzie bez przerwy. Dopiero ostatniego dnia deszcz ustaje, a na Węgrzech jest już regularna powódź, która znacznie pokrzyżuje nam plany powrotu. Mieszkamy na kwaterze u starszej kobiety, która ma duży dom do dyspozycji gości i jesteśmy w nim sami. Jest bardzo sympatyczna tylko że mówi wyłącznie po węgiersku, a mówi w czasie całego naszego pobytu dość często. W końcu na weekend przyjeżdża jej syn który włada angielskim i możemy wymienić uprzejmości. Kwatera jest bardzo wypasiona i w korzystnej cenie, ale ma jedną wadę. Daleko od niej do Doliny Pięknej Pani (Szépasszonyvölgy) w której mieści się główny cel wyjazdów do Egeru a mianowicie winne piwniczki. Jako że i tak pada, idziemy tam już pierwszego popołudnia i wracamy w rzęsistym deszczu całkowicie pokonani przez winne uroki doliny. Wpadamy w ręce sprzedawców wina, którzy częstują nas na próbę tym a za chwilę tamtym, w wyniku tego bezsensownie mieszamy ze sobą różne gatunki wina i czujemy się tym wszystkim zdecydowanie zmęczeni. Win, które można spróbować w Egerze jest sporo i to zarówno czerwonych jak i białych. Wybór czerwonych jest większy: od Kekfrankosa, poprzez Egri Bikawer – wytrawną mieszankę Kekfrankosa z innymi szczepami np. Merlotem, Pinot Noir, Zweigeltem czy Portugiserem, po wina jednoodmianowe z tych właśnie szczepów, po słodką mieszankę win nazywaną Medina. Wina białe cieszą się mniejszą estymą niż wina z Tokaju możemy wśród nich spotkać Olaszrieslinga, Leanykę, Chardonnay. Najważniejszym produktem jest jednak wino Egri Bikawer. Ma ono także wydźwięk patriotyczny, bo przypomina bohaterską obronę egerskiego zamku przed Turkami w roku 1552. W zamku kończyły się zapasy wody i jego załoga żeby przetrwać musiała pić wino dzięki czemu nabrała większej odwagi do walki z najeźdźcą. Turcy wpadli w panikę, gdy dowiedzieli się, że załoga zamku pije przed bitwą byczą krew (uważaną w islamie za nieczystą). Egerski zamek pozostał niezdobyty przez następne kilkadziesiąt lat.



Win jest ogromny wybór, ich jakość przeróżna ale ceny egerskiego wina kupowanego na litry i nalewanego do plastikowych butelek, są jednymi z najniższych na Węgrzech. Zachodnie rejony winiarskie, w których klientami są przede wszystkim Austriacy czy Niemcy, takie jak Villanyi, czy okolice Balatonu, mają ceny zdecydowanie wyższe. Tutaj głównymi zagranicznymi klientami są Polacy. Winiarstwo chyba nie jest super dochodowym biznesem bo wiele piwnic jest zamkniętych i wystawionych na sprzedaż. To też dość nieprzewidywalne zajęcie. Odwiedzamy na przykład jedną piwniczkę, w której nie ma klientów, a zrezygnowany właściciel daje nam wino w którym zdecydowanie przeważa nuta kiszonych ogórków – w tym roku coś zdecydowanie mu nie wyszło. Niektóre piwnice są nowocześnie zrewitalizowane i przypominają modne miejskie puby, a ich właściciele biegle mówią po angielsku. Inne wyglądają jak relikty poprzedniego ustroju i porozmawiamy w nich sobie z właścicielami piwnic wyłącznie po węgiersku. Wino sprzedawane w kieliszkach na decylitry jest ekstremalnie tanie, spotykamy na przykład chwiejących się na nogach węgierskich żołnierzy na przepustce, którzy dźwigają zapasy w plastikowych butelkach i za ostatnie drobne “na drogę” kupują kolejne kieliszki wina. Obok doliny znajdują się csardy – restauracje z tradycyjnymi węgierskimi daniami można zjeść na przykład Halászlé.
Zamiast jeździć po okolicy włóczymy się po Egerze a w Dolinie Pięknej Pani jesteśmy kilka razy. Cały czas czekamy aż przestanie padać i przekładamy wyjazd po okolicy na kolejne dni. Odwiedzamy między innymi zamek słynący z heroicznej obrony przed Turkami. Niestety w tym samym czasie przeżywa on najazd szkolnych wycieczek. Oglądamy też Egerskie podziemia w których kiedyś składowano ogromne ilości wina. Cały bowiem Eger leży na skale tufowej w której bardzo dobrze się drąży i która świetnie trzyma stałą temperaturę przez cały rok. I być może składowano by w nich wino po dzień dzisiejszy, gdyby nie to, że za czasów poprzedniego ustroju celem ulepszenia wszystkiego, piwnice wyłożono betonem i woda nie miała jak przez nie przesiąkać. Ściany piwnic pokryły się pleśnią i już nie nadają się do użytku. Podziemny labirynt rozciąga się na bardzo dużym obszarze, część piwnic jest całkowicie zatopiona. Ze względu na budowę geologiczną w Egerze praktycznie nie ma wysokich budowli, jedynie na obrzeżach miasteczka za czasów komunizmu udało się postawić parę dziesięciopiętrowych bloków z wielkiej płyty, które bardzo szpecą panoramę miasta.


W końcu przedostatniego dnia w rzęsistych opadach deszczu wybieramy się na wycieczkę do leżącej w Górach Bukowych miejscowości Szilvásvárad gdzie znajduje się Dolina rzeki Szałajki, otoczona lasami z małymi wodospadami i czynną w sezonie letnim kolejką wąskotorową oraz stawy gdzie hoduje się ekologicznego pstrąga. Wzdłuż Szałajki znajduje się dużo rybnych restauracji. Padać przestaje tylko na krótkie momenty. To chyba jakiś sezon na wycieczki szkolne bo nie zważając na ulewę mijają nas tłumy dzieci.




Ostatniego dnia w końcu przestaje padać i robi się upał. Wychodzimy więc na minaret, żeby z wysokości zrobić zdjęcia Egeru oraz idziemy do egerskiego kąpieliska, żeby trochę się wygrzać. Egerski minaret to najbardziej na północ wysunięty turecka pozostałość w Europie. Jest u góry zwieńczony krzyżem zamiast półksiężycem i udostępniony do zwiedzania, można więc na niego wyjść po 97 stromych, krętych, niewygodnych, schodach. Jest tak wąsko, że dwie osoby nie mogą się na nich minąć. Wiele minaretów w Turcji jest znacznie wyższych, tym większy podziw bierze dla muezinów, którzy w czasach kiedy nie było prądu i głośników zamocowanych na minaretach jak ma to miejsce obecnie, musieli pięć razy dziennie po tych schodach się wspinać.



Egerskie kąpielisko nie wyróżnia się niczym szczególnym no może z wyjątkiem wody która jest lekko radioaktywna. Można w nim zregenerować swoje siły przed kolejnym wieczorem spędzonym w winnych piwniczkach. Zresztą w przybasenowych budkach z małą gastronomią wybór wina jest tak duży, że w zasadzie żeby wszystkiego popróbować nie trzeba wybierać się do Doliny.
Pięć dni nieustannie padającego deszczu powoduje że mamy problem z powrotem do Polski. Po kolei wszystkie węgierskie drogi graniczące ze Słowacją są zamykane, a my jedziemy coraz dalej na zachód na kolejnych możliwych przejściach dowiadując się że dalej nie możemy jechać. Dlatego z Egeru wracamy cały dzień i zwiedzamy spory kawałek Słowacji.