Monastyr Mileševa (Милешево) znajduje się trochę nie po drodze i na uboczu, na kompletnej serbskiej prowincji. W sumie to w miarę spontanicznie postanawiamy tutaj przenocować w drodze do parku narodowego Tara i zobaczyć słynny fresk „Biały anioł”, którego obraz był częścią pierwszej satelitarnej video transmisji z Europy do USA, oraz został wysłany w kosmos (z tego faktu Serbowie są bardzo bardzo dumni). Tutaj można o tym poczytać. W Serbii noclegi w hotelach są dość drogie, w porównaniu z cenami jedzenia, paliwa czy ogólnie rzecz biorąc kosztów życia. Zamiast więc spać w przepłaconym i obowiązkowo przesiąkniętym tytoniowym dymem hotelu, wolimy wesprzeć jakiś prawosławny monastyr. Nie dość, że będzie taniej, to jeszcze znacznie lepiej i w pięknym otoczeniu. Do zatrzymywania się w monastyrach na noc, zachęcił nas pobyt w monastyrze Studenica, który mimo tego że jest obecnie najważniejszym miejscem na religijnej mapie Serbii, w niczym nie przypomina mocno skomercjalizowanych monastyrów w Bułgarii z kramami ciągnącymi się na kilkaset metrów. Nikt nie robi nam specjalnych problemów, goście są mile widziani i pomagają zasilić budżet zgromadzenia. Bardzo polecam tę formę noclegów w Serbii. Wieczorem w monastyrze kręci się mało ludzi, miejscowi mają trochę wolnego czasu i można liczyć na interesującą rozmowę z kimś ciekawym.
Mileševa znajduje się w bardzo spokojnej okolicy – górskiej dolinie rzeki o tej samej nazwie i jest położony 6 kilometrów od miasta Prijepolje. Miejsce nie jest więc całkiem pozbawione kontaktu z cywilizacją, ale spokojnie możemy tu od niej odpocząć. Same zabudowania monastyru rewelacyjnie prezentują się wśród okolicznych gór. Okolica także wyglądała bardzo ciekawie i szkoda, że nie mieliśmy więcej czasu, by powłóczyć się po niej na spokojnie. Niedaleko znajdowała się na przykład całkiem niczego sobie wyglądająca twierdza. Pytani o nią miejscowi twierdzili, że nie da się do niej dojść, bo na górę nie ma żadnego szlaku ani nawet ścieżki, nie wiem jednak czy byli dobrze poinformowani. Za monastyrem asfalt się urywa i raczej nie da się dalej jechać samochodem osobowym.
Budowa monastyru została rozpoczęta w latach 1218-19 przez serbskiego króla Władysława, wnuka Stefana Nemanji. Monastyr Mileševa i było pierwszym miejscem pochówku sprowadzonych z Wielkiego Tyrnowa relikwii św. Sawy – twórcy państwa serbskiego. Wydarzenie to miało miejsce w 1237 roku. O randze tego miejsca świadczą unikatowe freski w cerkwi Wniebowstąpienia Pańskiego, których wiele do naszych czasów się nie zachowało. Freski są autorstwa serbskich twórców. Najsłynniejszy z nich „Biały anioł”, któremu udało się przetrwać wojenne zawieruchy, uważany jest za największe osiągnięcie serbskiej sztuki malarskiej. Biały anioł niesie przesłanie pokoju. Oprócz słynnego anioła w cerkwi znajdowały się także freski takie jak „Narodzenie”, „Zdjęcie z krzyża”, czy „Ostatnia wieczerza”, żaden jednak nie dotrwał do naszych czasów w całości. Wszystkie posiadały ponoć znaczną wartość artystyczną.
Monastyr Mileševa po Studenicy stał się drugim najważniejszych monastyrem w Serbii, od XV wieku siedzibą metropolity oraz miejscem funkcjonowania jednej z pierwszych w kraju drukarni. Monastyr był wielokrotnie niszczony przez Turków. Po raz pierwszy spalono go w 1459 roku, jednak został szybko odbudowany z uwagi na wielkie znaczenie jako ośrodka serbskiej kultury i znanego miejsca kultu. Podczas kolejnego ataku pod koniec XV wieku, Turcy zabrali z Mileševa relikwie św. Sawy i publicznie spalili je w Belgradzie.
Dzisiaj jednak jedyną pozostałością po tej traumatycznej historii są uszkodzone freski. Na ścianach cerkwi, możemy zobaczyć ślady połączeń i zaprawy murarskiej i zdać sobie sprawę jak mocno cała konstrukcja została uszkodzona. W okolicy jest bardzo spokojnie, a miejsce sprawia wrażenie położonego totalnie na uboczu i może nawet nieco zapomnianego. To dziwne, bowiem wizerunek „Białego anioła” to według serbskiego ministerstwa turystyki obraz promujący kraj na świecie, powielany nieskończoną ilość razy i ekstremalnie wręcz znany. Tymczasem w miejscu gdzie się znajduje można liczyć na spokój i odpocząć od cywilizacji.
Samo Prijepolje też przedstawiało się całkiem ciekawie, kiedy zatrzymaliśmy się w nim na późne śniadanie. Na szczęście nie ma w sobie niczego z kurortu, mimo że jest otoczone górami. Znajdują się w nim ciekawe kamienice i wieża zegarowa. Jedząc na śniadanie burek i siedząc na ławce nad rzeką nieopodal parkingu na którym zostawiliśmy samochód, nagle zauważyliśmy trzech rosłych facetów kręcących się niepokojąco blisko naszego samochodu i robiących dziwne rzeczy. Postanowiliśmy zostać chwilę i przypatrzeć się co robią. Okazało się, że planowali przenieść własnymi rękami stojące nieopodal naszego samochodu yugo, które jakiś gamoń kompletnie zastawił, uniemożliwiając mu wyjazd. Nie muszę chyba dodawać, że im się to świetnie udało.