Stolica Rumunii nie jest miejscem w którym łatwo się zakochać i do niego wiele razy wracać. Na pewno trzeba o niej powiedzieć że jest w pewien sposób fascynująca, a jednocześnie męcząca bo to na pewno najbardziej odhumanizowane miasto w tym kraju. Szczelnie wybetonowane centrum, dzika plątanina przewodów elektrycznych, monstrualne socrealistyczne pałace, z jednym wyjątkiem wszystkie w stanie mniejszej lub większej ruiny. Ślady absurdalnych eksperymentów “geniusza Karpat” na organizmie miasta widać na każdym kroku. W zamierzeniu dyktatora, swoją świetnością miało przyćmić co najmniej Paryż. Podobnej mu socrealistycznej megalomanii próżno szukać w okolicznych stolicach. Mimo kapitalistycznej fasady billboardów i supermarketów, miasto jeszcze nie wyleczyło się z traumy i pewnie szybko się z niej nie wyleczy. Zostało w tak okaleczonym stanie, że nie wiadomo do końca co z nim teraz zrobić. Obecnie nikt nie ma śmiałości ingerować w nie po raz kolejny, bo nie wiadomo czy w ogóle da się mu jakoś pomóc.
Trafiamy do niego akurat podczas weekendu i wszędzie jesteśmy praktycznie sami, bo każdy kto mógł wyjechał z tej nagrzanej słońcem betonowej dżungli do jakiegoś przyjemniejszego miejsca lub przynajmniej spędza czas w jednym z nielicznych zacienionych miejskich parków. W centrum trudno spotkać ludzi, bo chodzenie po tak mocno nagrzanym betonie to nie lada wyzwanie. Jedynie Rumuńskim Cyganom, koczującym na spalonych słońcem miejskich skwerach, rekordowy upał jak i jakiekolwiek inne przeciwności w zupełności nie przeszkadzają i w trakcie weekendu wydawać się może, że całe miasto należy do nich. Dobrze przystosowali się do życia w tak dziwnym miejscu i nie wahają się nawet w sposób praktyczny z niego korzystać. W nikomu już dzisiaj niepotrzebnych gigantycznych fontannach na Piata Unirii – kąpią się pod kaskadami wody i robią pranie. Wieczorem swoją część przestrzeni miasta zajmują dla siebie liczne półdzikie psy, które w dzień leżą gdzieś w cieniu zmożone upałem. Trzeba sporo pochodzić żeby znaleźć inny, wcześniejszy, prowincjonalny obraz Bukaresztu, wąskie uliczki i niewielkie cerkwie, które jakimś cudem uległy przeoczeniu podczas zbiorowego szaleństwa, lub właśnie zostały odbudowane i teraz próbują wyglądać jak prawdziwe enklawy normalnego miejskiego życia.












