Myśląc o stolicy Ukrainy, jakoś zawsze nasuwają mi się porównania z Warszawą, której ciągle nie udaje mi się polubić, mimo że starałam się wielokrotnie, bo jak dla mnie jest zbyt nijaka. W tym zestawieniu moim zdaniem Kijów bije naszą stolicę na głowę. Wszystko co się w nim znajduje jest dość podobne (dużo bloków i sporo socrealizmu), ale zrobione z większym rozmachem, bardziej barwne, wyraziste i interesujące. No może tylko Pałac Kultury, którego jestem wierną fanką (i nie rozumiem dlaczego chcą go zasłonić jakimiś marnymi wieżowcami o niezbyt ponadczasowej i gustownej architekturze) bardziej się Warszawie udał. Warto odwiedzić Kijów bo ma kilka bardzo ciekawych miejsc. Jednym z nich jest Ławra Peczerska, niesamowite miejsce kultu religijnego z rewelacyjnymi podziemiami – kryptami, po których można błądzić ze świecą w ręku (niestety zostały doświetlone elektrycznie i efekt z pewnością nie jest taki jak kiedyś) w których leżą zmumifikowani prawosławni święci i inne zasłużone osoby, owinięte przepięknymi kapiącymi od złota tkaninami, oddzielone od pątników i wiernych jedynie szybą. Taka ukraińska Częstochowa, miasto w mieście, w którym jeśli jesteśmy fanami świętych miejsc, można spokojnie spędzić niemal cały dzień. I jeszcze ogromną rzekę po której czasami kursują nawet prawdziwe radzieckie lodołamacze, socrealistyczny pomnik Matki Ojczyzny usadowiony w dużym równie socrealistycznym parku, który pewnie miał za zadanie przyćmić złote kopuły Ławry Peczerskiej. O Kijowie mówi się, że to miasto złotych kopuł, faktycznie jest ich sporo. Trzeba jednak mieć świadomość że część soborów i monastyrów to rekonstrukcje, gdyż w latach 30 sporo z nich wysadzono w powietrze.
Mieszkańcy Kijowa lubią swoje miasto – centrum zarówno w tygodniu jak i w weekendy jest pełne ludzi, którym niestraszne jest zimno, bo na każdym rogu można kupić jakiś mniej lub bardziej alkoholowy rozgrzewacz. Są nawet specjalne kioski, które zamiast sprzedawać na przykład bilety na metro trudnią się tylko i wyłącznie sprzedażą napojów wyskokowych odmierzanych na porcje w plastikowych kubeczkach, które kosztują tyle co nic. Kobiety mimo mrozu chodzą w bardzo wysokich butach i w bardzo krótkich spódnicach. Mimo że nic szczególnego się nie dzieje, to w porównaniu z Polską panuje niemal świąteczna atmosfera, nikt nie siedzi w domu wszyscy są na zewnątrz lub w knajpach, może dlatego że ceny są w nich tak przystępne, że aż chce się weń spędzać czas. Nawet parki są pełne ludzi, mimo że wszędzie leży na wpół roztopiony lub zamarznięty śnieg. Nie rozumiem w czym tkwi różnica ale na Ukrainie tak jest zawsze. Ludzie chyba lubią z sobą przebywać.