Co zobaczyć w Płowdiwie

W Płowdiwie byłam ekstremalnie krótko (bo tylko jeden dzień), więc za bardzo nie wypada bym się o nim w ogóle wypowiadała. Jednak to co przez ten krótki czas zobaczyłam, zapowiadało się rewelacyjnie. To zdecydowanie godne polecenia miejsce. dlatego postanawiam wyjątkowo napisać o miejscu odwiedzonym na szybko i mocno pobieżnie. Więc zapraszam do Płowdiwu z perspektywy totalnego w tym temacie ignoranta. Zazwyczaj pewnie też nim jestem, ale: staram się mimo wszystko przesiąknąć miejscem, które chcę uwiecznić na blogu i trochę w nim pobyć na spokojnie. Tym razem gdyby nie dosyć poważne problemy zdrowotne i różne inne dziwne oraz niewytłumaczalne przygody, które przytrafiły się nam podczas wyjazdu, przez co straciliśmy aż trzy dni, z pewnością zostałabym tutaj dłużej. Niemniej jednak, dobrze że w ogóle udało nam się do Płowdiwu dotrzeć, bo teraz wiem że tutaj na pewno wrócę.

W porównaniu z Sofią Płowdiw przedstawia się znacznie przyjemniej. Oczywiście posiada, jak to w Bułgarii, komunistyczne blokowiska i ponoć największą w całej Bułgarii romską dzielnicę-getto. Cała reszta wygląda jednak ogromnie na plus – zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę atmosferę pewnej prowincjonalności. Trzeba przyznać że jest tu spokojnie i przyjemnie Płowdiw to nie gigantyczna metropolia, w której korki trwają całą dobę, a miasto nigdy nie zasypia. Z wyjątkiem knajp w centrum, życie płynie spokojnym torem, zwłaszcza podczas wakacji, gdy miasto opuszczają liczni studenci. Ilość turystów również nie męczy, Płowdiw chyba dopiero czeka na turystyczny sukces, ale lepiej chyba mu tego nie życzyć, by zrobiło się tu jak w Budapeszcie gdzie turystyka zajmuje kolejne kwartały i wypiera normalne życie. W mieście znajdziemy dużo rzeczy do zobaczenia i przeżycia, w końcu to kulturalna stolica Bułgarii. Wiele historycznych epok i różnych kultur nieustannie styka się tutaj ze sobą i łączy, tworząc zupełnie nową jakość. W dodatku jest przepięknie położone na siedmiu wzgórzach, więc teren jest mocno pofałdowany. Z tego co mocno pobieżnie udało mi się zobaczyć Płowdiw musi być świetnym miejscem na leniwe trzy dni włóczenia się po: odważnie poprowadzonych stromych i wąskich uliczkach, mnóstwie knajp, ciekawych muzeach, świątyniach wielu religii, antykwariatach i autorskich sklepikach w dzielnicy artystycznej. W ciągu jednego dnia zdążyliśmy tylko przebiec jak szaleni po kilku starych dzielnicach, nigdzie nie zatrzymując się na dłużej. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że tak wyglądać powinno  prawdziwe „zwiedzanie”. Jako że bardzo dawno już niczego takiego nie robiłam, od razu stwierdzam, że wybitnie do czegoś takiego nie mam kondycji. Po jednym takim dniu byłam wykończona. Współczuję uczestnikom wycieczek mocno zorganizowanych, bo w taki sposób to już w ogóle nie da się o niczym czegoś sensownego dowiedzieć.

Architektoniczny misz-masz

Włócząc się po mieście możemy na przestrzeni kilkuset metrów natknąć się na imponujące pozostałości z czasów rzymskich, tradycyjną bułgarską architekturę, piękne osmańskie budowle,  dziewiętnastowieczne kamienice, oraz komunistyczne bloki. To wszystko doprawione jest całkiem świeżym i przyjemnym streetartem i odrobiną bałkańskiego bałaganu. Jedno ładniejsze od drugiego. W to wszystko poutykane są ciekawe knajpki i rewelacyjne antykwariaty.  Niechcący i zupełnie z marszu udaje nam się zakwaterować w bardzo tanim i bezproblemowym Hostel The House w samym centrum miasta, dzięki czemu rzut beretem mamy zarówno do artystycznej dzielnicy Kapana jak i do najstarszej części miasta na wzgórzu Newet Tepe (Небет тепе).

Co chwilę spotykamy jakieś wystające z ziemi antyczne ruiny starożytnego Filipopolis. Wszystko jest mozliwie jak najdokładniej obudowane współczesną miejską tkanką.
Tradycyjne bułgarskie domy w okolicy wzgórza Newet Tepe.
A to słynny dom Bałabanowa (Балабанова къща) wejść do środka oczywiście nie mieliśmy czasu, (och jak ja tak nie lubię).
A po lewej stronie widzimy kolejny zabytek słynną bramę Hisar Kapija (Хисар капия)
A to Meczet Piątkowy czyli Централна джамия, z przesympatycznym gospodarzem, który zapalił nam wszystkie możliwe światła i zrobiło się jasno jak w dzień.
Dopytywał czy przypadkiem nie potrzebujemy by opowiedział nam historię meczetu i wytłumaczył co się w nim znajduje – ale nie mieliśmy czasu (a resztę wiemy).
Meczet Piątkowy pięknie podświetlony w nocy.
Warto pójść do meczetu piątkowego, bowiem na dole znajduje się rewelacyjna turecka cukiernia, gdzie możemy skosztować wszelkich możliwych tureckich słodyczy. Jest tak słynna że w najbardziej newralgicznych momentach, ustawia się kolejka chętnych na stolik.

Nie lubię sytuacji kiedy mam tak mało czasu, że muszę biegać od miejsca do miejsca, nie mając czasu sobie spokojnie usiąść, zjeść coś lokalnego, porozmawiać z przypadkowo spotkanymi osobami. Przez to straciliśmy kilka okazji do ciekawej rozmowy, bo „obowiązki turystyczne” niestety wzywały nas mocniej. Cóż poradzić skoro klimat w mieście taki ładny i z drugiej strony szkoda by było wcale po nim nie pobiegać.

Cerkiew Konstantyna i Eleny pięknie wygląda z zewnątrz niestety – nawet nie byliśmy w środku. Następnym razem. Na pocieszenie wpadliśmy do kilku innych cerkwi.
A to sklep z ikonami – wybór może nieco oszołomić, podobne sklepy i kramy znajdziemy w Sofii pod soborem Aleksandra Newskiego. Ikony są malowane ręcznie ale średnio ładnie i dokładnie :-/
Całość mieszanki stylów i epok w Płowdiwie, uzupełnia też architektura z czasów komunizmu.
Sporo w mieście ciekawie wyglądających socrealistycznych murali.

Rewelacyjnie prezentuje się też artystyczna dzielnica Kapana, pełna mikroskopijnych kamieniczek, w których na parterze mieszczą się galerie sztuki i autorskich sklepy z ubraniami, rękodziełem sztuką i designem. To jest właśnie ten moment, kiedy już jest bardzo ładnie i interesująco, a jeszcze nie jest upiornie drogo i snobistycznie. Bułgarzy dopiero całkiem niedawno dostrzegli turystyczny potencjał zapuszczonej dzielnicy i dali jej drugie życie. Dzięki temu centrum Płowdiwu jest niezmiernie zróżnicowane, bo w tej dzielnicy klimat panuje  iście unikatowy. Kapana jest zupełnie odmienna od typowych dzielnic „starego miasta” w których dominującym typem zabudowy są kaszty, czyli tradycyjne bułgarskie domy. Ta dzielnica to klimat bardziej skłoterski, przy czym panuje tutaj iście młodzieżowy entuzjazm, a nie zachodnioeuropejskie zblazowanie.

Budynek w dzielnicy Kapana. inne prezentują się znacznie bardziej zachęcająco.

Streetart i antykwariaty

Do Płowdiwu warto pojechać by zobaczyć różne formy i odmiany streetartu. Jest go na ulicach bardzo dużo na różnym poziomie. Mnie najbardziej chyba spodobały się malowidła w jednym przejściu podziemnym, bardzo mocno nawiązujące do estetyki ikon. Przy czym były to prawdziwe ikony z pazurem, znacznie ładniejsze niż te ze sklepów i targów dla turystów. Widać że taką estetykę Bułgarzy po prostu mają we krwi. Kolejnym elementem który należy dodać do tej skomplikowanej mieszanki jest antykwaryczne szaleństwo jakie w tym mieście panuje. Tak, zdążyliśmy jeszcze przebiec jak szaleni po kilku rewelacyjnie zapowiadających się antykwariatach. Sklepy ze wszystkim mogłyby być przepięknym tłem do zdjęć  jakiegoś filmu. Z antykwariatami mam ten problem (chyba wszyscy go mają) że zakupione w nich przedmioty przepięknie wyglądające w otoczeniu innych przedmiotów w antykwariacie, już tak pięknie nie wyglądają w moim chaotycznym domostwie. Dlatego teraz już wiem że to pułapka 🙂 i żeby to jakoś wyglądało, musiałabym kupić cały antykwariat, a na to nie mam środków i miejsca 🙂 . Dlatego wolę podziwiać second-handy oraz znajdującą się w nich plątaninę ciekawych przedmiotów – właściciele sklepów mogliby przecież sprzedawać bilety dla osób chcących sobie „popatrzeć”.

Nie wiem o co chodzi, ale mi się podoba.
A to chyba nie streetart tylko „reklama dźwignią handlu” ale wpisuje się w estetykę.
Piękny pokrowiec na samochód – niestety nie wiem o co chodzi (nie zapytałam, bo wiadomo dlaczego).
Osobną historią są antykwariaty pełne najdziwniejszych rzeczy.

Co i gdzie zjeść w Płowdiwie

Co natomiast jadłam w Płowdiwie? Oprócz wizyty w osmańskiej cukierni południową porą,  obawiam się że wyjątkowo nie starczyło czasu by zjeść coś normalnego. Gdy stwierdziłam, że już totalnie umieram z głodu, czynne były już chyba tylko całodobowe budy z burkiem i pizzą 🙂 . To musi być znakomitym dowodem na to że to miasto bardzo zajmujące, do którego koniecznie trzeba zajrzeć.

Podziel się z innymi: