Wizyta na wyspie Hongkong to prawdziwa przyjemność dla oka i poczucia estetyki. Można poobcować ze świetnymi rozwiązaniami urbanistycznymi i architekturą miejską na najwyższym poziomie. To miasto w mieście, z całymi ciągami osłoniętych od słońca i deszczu, chodników i kładek, kilka pięter powyżej poziomu ulicy. Chodzą nimi armie białych kołnierzyków z biura i do biura więc nie mogą się zmoczyć, spocić ani pobrudzić. Nieraz chodniki te przechodzą przez biura i galerie handlowe są więc też przy okazji klimatyzowane. Na prawie całej wyspie jest też sterylnie czysto i nie widać oznak zużycia czy też zmęczenia miasta dużą wilgocią i monsunowymi deszczami, prawie wszystko wygląda jak nowe, dopiero co oddane do użytku, tylko na prawdę gdzieniegdzie widać oznaki miejskiej anarchii i drobnego nieporządku. Oczywiście spodziewam się, że po początkowej fascynacji ten porządek zaczął by mnie pewnie po jakimś czasie irytować. Na jego straży stoją światowe korporacje mające tu swoje siedziby i dbające o swój prestiż i wizerunek przy pomocy armii sprzątaczek, ochroniarzy i służb porządkowych. Jest też zresztą jak w całym Hongkongu bardzo bezpiecznie, jednak na wyspie wszechobecne kamery oraz rozliczny personel pilnujący porządku sprawiają, że na pewno nawet włos nam z głowy nie spadnie. Nie ma nawet Afrykańczyków sprzedających podrabiane Roleksy, zresztą wszystko jest tu oryginalne i markowe. Nie za bardzo da się na wyspie nocować ze względu na wysokie ceny hoteli a i w centrach handlowych znajdziemy bardziej prestiżowe marki i sklepy z cenami raczej jak w Europie Zachodniej a nie Azji. Dlatego w nocy ludzie spragnieni zakupów, ulicznego jedzenia i rozrywek jadą na tańszy Kowloon a wyspa nieco pustoszeje. Wyjątkiem jest odwiedzane przez tłumy Victoria’s Peak na którym każdy musi zrobić sobie zdjęcie z panoramą rozświetlonego miasta w tle.










